Katarzyna Boruń-Jagodzińska, "Fala i piach: Wodozbiór", Oddział Warszawski Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, 2025
Prawie przy każdym
wierszu ze zbioru o wodzie - odnosząc się do podtytułu - robię notatki. Raczej
to tylko hasła, pojedyncze słowa przedzielane przecinkami. Większość z nich to
„morze”, „tęsknota”, „piasek”. Mógłbym je jeszcze dookreślić „latem”, może jego
schyłkiem, jego odchodzeniem, także dzieciństwem.
Tytuł tomiku to „Fala i
piach”. Nie mam złudzeń, fala to morze, nie jezioro, rzeka, strumień czy
wodospad, które także pojawiają się w wierszach, piach zaś to wszak nie piasek,
ciepły, gorący, w którym brodzi się jak w wodzie, gdzie granica jest rozmyta,
niezauważalna, jak w wyżłobionych spokojnych, miłych dla gołych stóp
zatoczkach. Jestem przekonany, że mimo spójnika w tytule chodzi o kontrast, o
coś ważnego, zapowiadającego się, nadchodzącego, przygnębiającego, na co
Katarzyna Boruń-Jagodzińska zwraca uwagę, opisuje.
Bliski jest jej chyba
Bałtyk i o nim wydaje się, że pisze. Bliskość to emocjonalna, bo droga doń
przecież daleka. Gdy poetka w tytule wiersza o pięciu wersach Bałtyk nazywa
słodkim, u odbiorcy pojawia się uśmiech. Tak o czymś bardzo bliskim mówi
dziewczynka. Infantylizm przenika się ze szczerością. A może to po prostu
dorosła kobieta wie, że polskie morze nie jest zasolone? Tyle że chyba nie ma
człowieka, który będąc po raz pierwszy nad morzem nie chce posmakować słonej
wody, także tej z Bałtyku. Ale „Po co jeździć daleko, / mamy kawałek morza” [1].
Poetka zamyka ten kawałek w dłoni. To zamarznięta, wszak Morze Bałtyckie jest
bardzo zimne, drobina soli, tak mała, że nie może konkurować z pamiątkami z
Wieliczki. Na poprzedniej stronie, trzysta mil od morza, krążą mewy. Czyż i one
nie są „kawałkami” morza, swojego rodzaju pamiątką, czymś co wywołuje tęsknotę?
Poetka zwraca uwagę na różowe brzuchy mew (ach, ten pogodny i optymistyczny
kolor!) i kałużę, jedną. Ta plama wody pojawi się raz jeszcze w tomiku i
ponownie przypomni o dzieciństwie: „I tylko dziecko wkracza bez miary i trwogi,
/ (…) Przy najbliższej okazji na przekór / wskakuję obiema nogami” [2].
Są w utworze
„Talasoterapia” trzy linijki, które wzbudzają zastanowienie. Wiersz w dużej
mierze odnosi się do antyku i przez to, zamierzenie, do mórz Południa Europy.
Jestem przekonany, że krótka strofa, jakby wtrącenie, może mówić o Bałtyku.
„Moje morze” to właśnie Morze Bałtyckie, które „na przestrzeni pół wieku
wychłódło” [3].
A z czymże kojarzy się
morze i dzieciństwo? Plażą, jej atrybutami, które teraz, gdy jesteśmy dorośli,
wzdychają za gwarem, śmiechem, rozgardiaszem, słońcem. Wydają się stojące
nieruchomo, bezmyślnie. Patrzą na pustkę wieczorną, nocną, jesienną. Bo jeśli
nasze życie spotyka tę porę roku nieuchronnie, to przecież nie może być inaczej
i w przypadku plaży, jeszcze oddychającej, jeszcze patrzącej, jeszcze
pamiętającej. Ach, jakże to bolesne! Piłka plażowa pozostawiona sama sobie
daleko do brzegu. Odpływa, odchodzi. To przecież rozstanie, pożegnanie
przyjaciół, znajomych co nosi znamiona śmierci. Kosz nadmorski, jak człowiek,
patrzy, tęskni. Smutne to ostatnie spojrzenie. Jakże to powiązane z odchodzącym
latem, gorącym słońcem! Personifikacja się kończy i w ostatnich wersach wiersza
pod tytułem „Boli” to już człowiek żegna się z plażą. Wraz z jego skórą stygnie
także pamięć. A zaś poetka się dziwi, dlaczego emocje są takie przenikliwe,
przejmujące. Cóż może dopowiedzieć sobie czytelnik? Że to tylko kawałek brzegu
morza? Że nic nie znaczy? Ot, wakacje, czyli dzieciństwo, czyli przygoda, rozbuchana
wyobraźnia pełna skarbów, map z żaglowego płótna, zamorskich portów, pereł i
dukatów, odległych brzegów i zatok. W utworze „Mapy” te atrybuty są częścią
naszego życia. Bo przecież wciągająca książka, od której nie można się oderwać,
musi nam towarzyszyć ciągle. Leży na stole obok kaszy, grochu, owocowego soku.
A drogę do skarbu tajemniczymi krzyżykami i gwiazdkami rysujemy na torebce po
cukrze, wyobrażając sobie, że te znaki czynione są krwią.
Tęsknota za morzem
wyziera z ogromnej większości wierszy obu części zbioru. I w takiej mierze jest
dorosła, dramatyczna, przekonująca, miejscami wręcz apokaliptyczna. Tak sobie
myślę, że kilka utworów poświęconych innym wodom, rzekom czy wodospadowi, to
niepokój wyrażony przez autorkę nad działalnością człowieka w stosunku do
przyrody. Dostrzega poetka ważność morza, oceanu raczej, w którym rozpoczęło
się życie i tam się zakończy. Piasek zabierze wody i wszystko opanuje gorąca
pustynia. Tak jest na przykład w „Książce na lato” („Wcisnęło się tyle piasku.
/ Odstają strony / Świata” [4]), „Niedosiężności niezgłębioności” („Woda i
piasek / Między życiem a śmiercią / Granica strachu” [5]), „Za morzem” („sunie
/ burza pustynna / ani kropli więcej” [6]). Wraz z morzem, światem, życiem
umiera, usycha za morze i podmiot liryczny, czołga się do morza niczym żółw,
ale już nie zdąży. Przejmujące obrazy maluje Katarzyna Boruń-Jagodzińska.
Wielokrotnie zmusza odbiorcę do wyobrażenia sobie opustoszałej plaży, piasku,
który coraz dalej wrzyna się w morze: „Kilometry od brzegu / zanurzone / w
piasku / łodzie / na głodzie / rozsychają się łodzie / (…) rozpadają się” [7],
„solą pola / żółte iskry // solą i popiołem / są / polane” [8]. Jednak
najbardziej tragiczną wizją, nie, nie ziemi, lecz własnego, człowieczego
smutku, jest utwór „Do źródła”, w którym autorka opowiada o rzeczywistości,
krajobrazie szczęśliwych, żyjącej wodzie, w której pies maczał pysk i łapy,
pluskały się małe ptaki i mieszkały kaczki. Tam chodziło się boso nucąc
piosenkę. Zaiste niezwykle radosne przeżycia. Ale nie nad morzem, rzeką sunącą
pośród pól i łąk, jeziorem pośród lasów, rozlewiskiem wodospadu u podnóża gór.
To opis sztucznego stawku powstałego w wyniku dziury w wodociągu. Niestety
człowiek go naprawił „w ramach rewitalizacji dzielnicy” [9]. Rzecz dobra.
Niewykluczone, że samorząd otrzymał pieniądze w ramach projektu unijnego i
problemy z wodą w części miasta się skończyły. Dokąd zatem teraz pójdzie
dziewczynka, pewnie chodnikiem ułożonym z betonowych bloczków, któremu
towarzyszą na całej długości miejsca postojowe dla mieszkańców, przekroczy
jezdnię a rozgrzany asfalt przyklei jej się do butów, oddychając wyziewami
miejskich SUV-ów? Znikną pies, wróble, szpaki, kaczki krzyżówki. Bo przecież i
Bałtyk coraz dalszy, inna już plaża. Czy pozostanie nam tylko oglądać mewy
krążące nad kałużą „trzysta mil od morza” [10]?
W górach się ukryć? W
górach pozostać? Tam pod lodem płynie strumień, można pić z niego jak pies,
prosto z ziemi, najpierw schylonym, potem przyklękniętym, w końcu całym ciałem.
Tam przecież istnieje obietnica „przedwiośnia dzieciństwa” [11], choćby tylko
we śnie. Boli to jednak. Podobnie jak usychająca morze. Zdjęcie wodospadu
blednie. Ale zostały kamienie. Ułożone dla wędrowca w strumieniu. Tyle że
teraz, w dorosłym życiu, już nie są mokre od wody. Nam, chorym, zmęczonym,
pochylonym przeznaczone tylko gorące. Do przyłożenia. Za duże pieniądze.
Przewrotny to zabieg poetki!
Wyjątkowymi wierszami
są bez wątpienia dwa poświęcone topielicom. Jednej pochodzącej ze świata
kultury, drugiej, która do tego kręgu dotarła przez własną śmierć. Oba utwory
przypominają mi esej przeczytany w „Nekroprzemocy”, książce wydanej w 2022
roku, a traktujący o Ofelii [12]. W nim Monika Baranowska pisze, że samobójcza
śmierć wyzwala od Erosa, i przedstawia uśmiechniętą twarz Nieznajomej z Sekwany
według Alberta Rudomine’a. Katarzyna Boruń-Jagodzińska przedstawia nam ją na
motywach Rodina. Któż byłby lepszy w takim przedstawieniu postaci, jeśli nie
francuski rzeźbiarz! Chociaż poetka pisze, że „(…) z niezbędnych rekwizytów
brak mi / uśmiechu i wodorostów w załamaniach uszu” [13] a dzisiejszy trup
miałby plamę smaru we włosach, co uratuje sytuacje. Co za przygnębiające
szyderstwo! Uwolnioną od miłości jest także Rusałka z opery Antoniego Dworzaka.
Ją to z leśnego jeziorka miłość popchnęła do świata ludzi. Żeby ochronić ukochanego,
sama porzuca Erosa i w pewnym sensie spotyka się z Thanatosem, stając się
wodnym demonem. Boruń-Jagodzińska nie dopowiada zakończenia operowego. Patrzy
na Rusałkę oczami jej ojca, Wodnika. Jest pokrzywdzoną dzieciną, tak jak
wszystkie stworzenia związane z wodą, czerpiące z niej życie, a których tak
dużo w wierszach „Fali i piachu”, nie wyłączając ludzi, a może przede
wszystkim?
Ostatnią częścią zboru,
raczej dodatkiem, są przekłady poetyckie z języka czeskiego. Autorów jest
ośmiu. Żadnego nie ma już pośród żyjących. Oldřich Janota zmarł w ubiegłym roku. Najwięcej wierszy mamy
Ivana Schneedorfera, dziesięć krótkich bez tytułu.
W wybranych przekładach dekadentyzm przeplata się z
modernizmem i słychać smutek czasów zniewolenia. Pośród autorów są księża
katoliccy, więźniowie polityczni, emigranci, którzy wrócili do kraju po
aksamitnej rewolucji, twórcy odsunięci od głównego nurtu życia kulturalnego,
pisarze z zakazem publikacji. Dużo w tych wybranych utworach jest krajobrazu,
widnokręgu, obrazów, znikających, wyobrażonych, przytłaczających i
utęsknionych. Bez wątpliwości podyktowane są emocjami, które towarzyszą
wieloletnią emigracją, wymuszonym wyjazdem z rodzinnego kraju. Przewija się w
nich dramat i tragizm, śmierć i rezygnacja, zacierające się wspomnienia i
ostrość niechcianej rzeczywistości. Jakie to dziwne, ale dla poetów ze
śródlądowej Czechosłowacji morze staje się ważnym odniesieniem. Nie tylko jego
tafla, fale, lecz nabrzeża z ich scenerią statków, barów, dźwigów portowych.
Przygnębiający, szary, siny obraz rzadko jaśnieje, jak chociażby u Jana Anastáza Opaska, gdy pisze o holenderskim i włoskim pejzażu.
Mogłoby być tak też wysoko w Andach, ale tam „nasycone błękitem” [14] jezioro Titicaca opowiada o śmierci,
podobnie jak w „Gibraltarze” Jana Vladislava. U Karela Hlaváčka spotykamy legendę, baśń. Piękną, rytmiczną, wręcz
melodyjną acz krótką opowieść. A może właściwszą interpretacją jest ta głęboko
religijna, chrześcijańska. Wszak „w czas pasterki delfinów szeregi oniemiały”
[15]. Morze, właściwie woda, to świat, do którego poeci nie boją się zaglądać.
Tam „stygnie łódź” [16], „martwi śpią” [17], spoczywają szkielety wygniłych
barek. Zwracają uwagę dwa długie poetyckie opowiadania. O Morzu Północnym Antonína Brouska i „Monolog…” Jana Vladislava.
I choć obaj autorzy snują opowieści o diametralnie innych krainach, to nastrój
i atmosfera są niezwykle podobne i wzbudzają w czytelniku takie same uczucia.
Krążą wokół odchodzenia, zapatrzenia, zamyślenia, ale i blisko irytacji, nawet
złości.
Katarzyna Boruń-Jagodzińska w
zbiorze „Fala i piach” daje czytelnikowi historię samej siebie. Dzieciństwa i
dorosłości. Pokazuje emocje, które w niej grają, gdy wspomina i tęskni, ale
także, gdy obserwuje dzisiejszą rzeczywistość, tak różną od minionej, chyba
szczęśliwej. Rozdziały tej opowieści są krótkie a mimo tego otwierają przed
odbiorcą ogromne możliwości wyobraźni. Zmusza do przystanięcia, zapatrzenia,
zamyślenia.
___
[1]
„Bałtyk jest słodki”, w: Katarzyna Boruń-Jagodzińska, „Fala i piach: Wodozbiór”,
Oddział Warszawski Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, 2025, s. 13.
[2]
„Cudze wiersze o kałużach”, w: tamże, s. 41.
[3]
„Talasoterapia (remanent wierszy)”, w: tamże, s. 11.
[4]
„Książka na lato”, w: tamże, s. 14.
[5]
„Niedosiężność niezgłębioność”, w: tamże, s. 15.
[6]
„Za morzem”, w: tamże, s. 17.
[7]
Tamże.
[8]
„Co do wody”, w: Katarzyna Boruń-Jagodzińska, „Fala i piach: Wodozbiór”,
Oddział Warszawski Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, 2025, s. 22.
[9]
„Do źródła”, w: tamże, s. 33.
[10]
„Świt”, w: tamże, s. 12.
[11]
„Pod lodem z gór”, w: tamże, s. 25.
[12]
Monika Baranowska, „Zawłaszczona spojrzeniem, zawłaszczona pragnieniem:
Pośmiertne życie topielicy”, w: „Nekroprzemoc: Polityka, kultura i umarli”,
red. Jakub Orzeszek, Stanisław Rosiek, Wydawnictwo Słowo/Obraz Terytoria,
2022.
[13]
„Nieznajoma z Sekwany na motywach Rodina”, w: Katarzyna Boruń-Jagodzińska,
„Fala i piach: Wodozbiór”, Oddział Warszawski Stowarzyszenia Pisarzy Polskich,
2025, s. 31.
[14]
Ivan Diviš, „Nad jeziorem Titicaca”, w: tamże, s. 69.
[15]
Karel Hlaváček, „Podmorskie dzikie knieje nawet
nie zadrżały”, w: tamże, s. 67.
[16] Ivan
Diviš, „***”, w: tamże, s. 69.
[17]
Ivan Diviš, „Sen”, w: tamże, s.69-70.
Komentarze
Prześlij komentarz