Joseph Sheridan Le Fanu, „Duch pani Crowl”, przeł. Marcin Dżdża, C&T, 2013
Historie o
nadprzyrodzonych zjawiskach, które wcześniej ukazywały się jedynie w
angielskich czasopismach, zostały zebrane pół wieku po śmierci Josepha
Sheridana Le Fanu przez innego wielkiego autora niesamowitych opowieści,
Montague’a Rhodesa Jamesa. Mniej więcej sto lat później w Polsce ukazał się
ponownie ten sam zbiór opowiadań. Oprócz przedmowy autorstwa M. R. Jamesa,
każde opowiadanie uzupełniono dodaną pod tytułem krótką, składająca się co
najwyżej z trzech wersów, notką o tym, gdzie i kiedy utwór został po raz
pierwszy opublikowany. Dla wielbicieli prozy Le Fanu i czytelników mających
skłonności bibliofilskie i literaturoznawcze są to z pewnością informacje
niezwykle przydatne i cenne.
Około
dwustustronicowy zbiór dwunastu opowiadań pisarz zapełnia rozmaitymi
postaciami. Mnoży narratorów, potraja wręcz osoby, które są źródłem
przedstawianych historii. W pierwszych czterech (i przedostatniej) opowieściach
mamy narratora w pierwszej osobie, który opowiada zdarzenie z własnego życia
sprzed kilkudziesięciu lat („Teraz to jestem stara, ale tamtej nocy, com
przyjechała do Applewale House, miałam ino trzynaście roków”[1]; „Jakoś przed
trzydziestu laty pewne dwie zamożne starsze panie posłały mnie do posiadłości w
Lancashire (…). Miałem tam dokonać podziału skromnego majątku, obejmującego
dwór z przyległymi ziemiami”[2]; „Zdarzenia, których byłem świadkiem, nie są
warte opowiedzenia, a w każdym razie spisania. (…) Studiowałem medycynę”[3]),
albo wszechwiedzącego trzecioosobowego („Testament pana Toby’ego”, „Dziecko,
które odjechało z elfami”, „Wizja Toma Chuffa”). W „Białym kocie z Drumgunniol”
i „Umowie sir Dominicka” występuje już dwójka narratorów. W krótkim wstępie do
właściwej historii porte-parole w pierwszym opowiadaniu mówi o spotkaniu z
byłym nauczycielem języka irlandzkiego, w drugim - z człowiekiem o ostrych
rysach twarzy, oddaje im głos, jednak zachowuje sobie wyłączne prawo do
przekazania opowieści czytelnikom („Zdarzyło mi się kiedyś, że będąc daleko od
miasta, chciałem zbadać pewne irlandzkie teksty (…), polecono mi zwrócić się do
pana Donovana”[4], „To od niego znam tę opowieść i w miarę możliwości postaram
się ją powtórzyć jego słowami”[5]; „Wczesną jesienią 1838 roku musiałem udać
się w pewnej sprawie na południe Irlandii”[6], „Ale mój dziadek był tu drzewiej
kamerdynerem i nieraz żem słyszał opowieść o tym, jak sir Dominick odszedł z
tego świata”[7].) Tym samym czytelnikowi przedstawia się jako pisarz sam Le
Fanu oraz niejaki Dan Donovan i anonimowy staruszek z laską, którzy wydarzenia
autorowi zrelacjonowali. Ciekawa sytuacja ma miejsce w „Opowieści o duchach z
Chapelizod”. Pierwszoosobowy narrator snuje „trzy opowieści z rodzaju tych,
które szczególnie dobre wrażenie robią czytane przy kominku w mroźną, zimową
noc”[8] a każda z nich pochodzi sprzed co najmniej piętnastu lat. W opowiadaniu
„Niegodziwy kapitan Walshawe z Wauling” taki sam rodzaj narratora przekazuje
odbiorcom wydarzenia sprzed wielu lat, których świadkiem był jednak nie on,
lecz jego wuj: „Mojemu wujowi, panu Watsonowi z Haddlestone, przydarzyła się
raz dziwna rzecz. Żeby jednak opowieść ta była dla wszystkich zrozumiała, muszę
zacząć od samego początku”[9]. Narrator Le Fanu kilkakrotnie podkreśla swoje
zainteresowanie i znajomość wydarzeń, zdarzeń i historii, trafiających do niego
bądź w dzieciństwie, bądź gdy t był już dorosłym. Tak jest z legendą o „Ultorze
de Lacym": „Za młodu poznałem całe mnóstwo irlandzkich, rodzinnych
opowieści, w których większą lub mniejszą rolę odgrywają siły
nadprzyrodzone”[10], gdzie w zasadzie już na początku pierwszoosobowa narracja
zmienia się na trzecioosobową. Ale i tu historia została opowiedziana pisarzowi
przez kogoś innego, wiele lat wcześniej. Żeby nieco skomplikować źródło
przekazu, a może paradoksalnie uwiarygodnić, wspomina o osobistych związkach:
„Historię tę opowiedziała mi w 1821 r. panna Croker z Ross House, wówczas
prawie siedemdziesięciolatka, która znała Alice de Lacy jako siostrę Agnes,
zakonnicę po ślubach”[11]. Majstersztykiem pisarskim zaczyna z kolei Le Fanu
ostatnie opowiadanie ze zbioru („Opowieści z Lough Guir”). Pisarz przedstawia
sam siebie w trzeciej osobie i uzasadnia rzetelność oraz wiarygodność opisanych
wydarzeń. Oznajmia już na wstępie, że opowieść nie jest fikcją, lecz stanowi
przeżycia poznanej przez niego przed laty osoby: „Gdy autor tego opowiadania
miał dwanaście albo trzynaście lat, poznał pannę Anne Baily z Lough Guir w
hrabstwie Limerick”[12], „Oto opowieść panny Anne Baily o tym, jak zapadł się
ten zamek”[13], a na dodatek w treści opowiadania pisarz na krótki moment
oddaje jej pierwszoosobową narrację.
Bohaterów umieszcza w pięknym, dostojnym
angloirlandzkim zamku skrytym w dzikim lesie nad urwistym zboczem; w starym
zamczysku na wyspie na jeziorze; w
stojących pośrodku terenu o charakterze parku wielkich i przestronnych, ryglowych dworach w stylu
elżbietańskim, o spadzistych dachach, z czarnymi belkami w kratę, szczytach
białych jak mleko, z oknami założonymi kratami, o szybach w kształcie rombów,;
w starym malowniczym miasteczku z szeroką ulicą z solidnym chodnikiem,
wyniosłymi kamienicami, starym kościołem z kryptą i wieżą pokrytą bujnym
bluszczem, stromym mostem i dużym, starym młynem; w bardzo starej kamienicy o
ponurym i tajemniczym wyglądzie, jednocześnie ekscytującym i przygnębiającym; w
kamiennej chacie krytej gontem, z grubym kominem, kuchnią i sypialnią na
parterze oraz poddaszem; w krytej strzechą chatynce o drzwiach ze zniszczonych
desek; w małej ruderowatej chałupie, niewiele lepszej od szopy.
Oczywiście
owe miejsca, budynki, budowle osadzone są w przepięknym i strasznym
krajobrazie, który jednocześnie zachwyca, obezwładnia urokiem i przeraża,
wzbudza trwogę. Emocje związane z widokami, często przesuwającymi się przed
oczami podróżującego dyliżansem, są zwykle uzależnione od wieku, płci i statusu
społecznego bohatera. Czasami za opisy przyrody odpowiada autor, który
przedstawia obrazy współczesne sobie, a nie temu, który był świadkiem
przekazywanych pisarzowi wydarzeń. Bez względu na to, czy pejzaż budzi grozę,
czy olśniewa urodą, czytelnik podziwia tak właśnie wyrażoną przez Josepha
Sheridana Le Fanu miłość i przywiązanie do ojczystej ziemi. Uczucie oddane
malowniczymi opisami różnorodności krajobrazu Irlandii, tej stworzonej przez
naturę, i tej będącej dziełem ludzkiej ręki. A pisarz szczególnie upodobał
sobie ciemne, pozbawione życia aleje, zarośnięte niczym cmentarz trawą i
chwastami, gdzieniegdzie przecięte wiatrołomami, przy których rosną dostojne,
ogromne, grube drzewa. Zanim jednak dyliżans do nich dotrze, przejeżdża przez
dzikie wrzosowiska, rozległe i czarne torfowiska, łąki porośnięte kolcolistem.
Toczy się starym traktem, wąskimi drogami między wzgórzami porośniętymi
wrzoścem, pod łańcuchami szarych skał, pożłobionych licznymi, romantycznymi
wąwozami. Przejeżdża przez pagórkowate doliny o dzikim i ponurym charakterze,
mija prastare topole o białawych, pobrużdżonych pniach.
U krańca
dróg czeka bohatera spotkanie z postaciami realnymi, często krewnymi, zwykle
przedstawionymi z imienia i nazwiska, tytułu. Są to ciotka – ochmistrzyni,
pokojówka, wyglądająca jak nieboszczyk pani Crowl, upośledzony Richard zwany
Dickonem, łagodny, marzycielski nauczyciel języka irlandzkiego, kuzyn Tom
Ludlow, który studiował medycynę, ale wybrał Kościół, panna Anne Baily,
przedstawicielka niezwykle starego i zacnego rodu. Nie wszyscy jednak
bohaterowie i narratorzy podróżują. W opowiadaniach Le Fanu znajdujemy wiele
postaci, których historie toczą się na miejscu. Tam narrator w trzeciej osobie
przedstawia czytelnikowi: braci Scroope’a i Charliego Marstonów, wdowę - matkę
czworga dzieci Moll Ryan, łobuza Larkina, zakrystianina Boba Martina, Petera
Briena, utrzymywanego przez babkę od dwudziestu lat, odkąd osierociał, kapitana
Jamesa Walshawe’a, który nigdy nie awansował w armii na ten stopień, pijaka
Toma Chuffa.
Jak
wiadomo, literatura grozy nie może czerpać jedynie z ponurych czy nawet
przerażających krajobrazów, bądź niesympatycznych, oziębłych, okrutnych osób,
bo one wyłącznie pomagają budować nastrój niepokoju, powodują lekki dreszcz
emocji. Prawdziwy strach, trwogę i
zgrozę wzbudzają zdarzenia i postaci ze świata, którego czytelnik nie pojmuje
umysłem. Ich katalog jest u Le Fanu całkiem obszerny: zwłoki wyciągające rozcapierzone
ręce i grożące trzynastolatce; towarzyszący spadkobiercy duch starego
dziedzica, a na dodatek pojawiający się duży, wychudzony buldog, który „okrążał
ich prędko w dużej odległości, niczym piekielny pies w «Fauście»”[14] albo
leżał na grobie jego ojca, a jego pysk „był uderzająco podobny do gniewnej,
mopsiej twarzy ojca”[15]; duch dziedzica dotykający rękoma grzbietu zwierzęcia,
które zawsze następnego dnia zapadało na chorobę, a niedługo potem zdychało;
malutcy służący o ostrych rysach, ziemistej cerze, małych, niespokojnych oczach
i twarzach tak przebiegłych i złośliwych, że dzieci przebiegał dreszcz; banshee
– posłaniec śmierci o postaci kota; przeklęty portret starca o obliczu
złowrogim i złowróżbnym, wpijającego wzrok w śniących; zjawa o czaszce z
ziejącym czarnym i postrzępionym otworem; kolumna żołnierzy maszerujących
bezgłośnie przez przeniesione w czasie miasteczko; gasidło zamieniające się w
człowieka o lilipucich rozmiarach; czart o postaci przystojnego młodzieńca;
zmarli, którzy gwiżdżąc, sprowadzają żyjących do świeżo wykopanych grobów; czarodziej
z wyspy na jeziorze; oczywiście elfy i rozwiewające się postacie.
Ze
wszystkich tych elementów: różnorodnie skonstruowanych narracji, rzeczywistych
ludzi i postaci o cechach nadprzyrodzonych, ponurych budowli i posępnych
krajobrazów, a także - niezbędnych przecież - wyrazów dźwiękonaśladowczych Le
Fanu stworzył niezwykle poczytne wśród swych współczesnych opowiadania,
stanowiące jedną z najważniejszych składowych dziewiętnastowiecznej literatury
grozy, zaś potomnym udowodnił, że sięganie do nich nie będzie domeną tylko
literaturoznawców, lecz zdecydowanie poszerzy i umocni krąg miłośników gatunku
ghost story, stając się jego podstawą także w dwudziestym pierwszym wieku.
___
[1] [1] Joseph Sheridan Le Fanu,
„Duch pani Crowl” w: „Duch pani Crowl, przeł. Marcin Dżdża, C&T, 2013, s.
7.
[2] Joseph Sheridan Le Fanu, „Diabelski Dickon”, op.cit., s. 55.
[3] Joseph
Sheridan Le Fanu, „Niezwykłe
zajścia przy Aungier Street”, op.cit., s. 87.
[4] Joseph Sheridan Le Fanu, „Biały kot z Drumgunniol”, op.cit., s. 75.
[5] Tamże, s. 76.
[6] Joseph
Sheridan Le Fanu, „Umowa sir
Dominicka”, op.cit., s. 152.
[7] Tamże, s. 155.
[8]
Joseph Sheridan Le Fanu, „Opowieści
o duchach z Chapelizod”, op.cit., s. 110.
[9] Joseph
Sheridan Le Fanu, „Niegodziwy
kapitan Walshawe z Wauling”, op.cit., s. 137.
[10] Joseph
Sheridan Le Fanu, „Ultor de Lacy”,
op.cit., s. 166.
[11] Tamże, s. 191.
[12] Joseph
Sheridan Le Fanu, „Opowieści z
Lough Guir”, op.cit., s. 206.
[13] Tamże, s. 208.
[14-15] Joseph
Sheridan Le Fanu, „Testament pana
Toby’ego”, op.cit., s. 30.
Komentarze
Prześlij komentarz