Agatha Christie, "Tajemnicza historia w Styles", przeł. Tadeusz Jan Dehnel, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2014
Biorąc
pod uwagę, że „Tajemnicza historia w Styles” została wydana w 1920 roku i na
początku odnosi się do pierwszej wojny światowej, należy przyjąć , że została
napisana tuż po jej (wojny) zakończeniu. Pierwsze słowa powieści padają z ust Arthura
Hastingsa, narratora w rodzaju Old Shatterhanda (który, szczególnie w
trzytomowym „Winnetou”, z perspektywy pierwszoosobowej narracji przedstawia nam
super postać – swojego przyjaciela, wodza Apaczów Mescalero; bohater indiański
pojawia się w książce dopiero po iluś tam stronach). U Agathy Christie jest
podobnie. Przyjaciel Hastingsa, gwiazda, nie gór i prerii, lecz detektywistyki,
zjawia się niespodziewanie w rozdziale drugim [1], gdzie narrator wygłasza jego ukrytą laudację: „był w swoim
czasie asem policji belgijskiej. Jako detektyw uchodził za gwiazdę pierwszej
wielkości i niejednokrotnie wykrywał zbrodnie sensacyjne i na pozór nie do
wykrycia” [2]. Podobne zabiegi to nie tylko domena Karola Maya i Agathy Christie.
Spotkałem się z nimi w wielu powieściach, szczególnie przygodowych, dla
młodzieży, pisanych na przełomie wieków dziewiętnastego i dwudziestego. Oboje
autorzy porzucają jednak w kolejnych książkach takie przedstawianie postaci.
Niekiedy któryś z dwóch bohaterów wychodzi na pierwszy plan, innym razem obaj
nikną w fabule prowadzonej narracją w trzeciej osobie. Tak czy inaczej,
Hastings i Poirot przewijają się u Christie przez lata i zostają na zawsze w
kulturze słowa pisanego i filmu, czego dowodem są choćby kryminały Sophie
Hannah i serial „ABC morderstwa” z dwudziestego pierwszego wieku.
Powyższy akapit w stylistyce prologu uznałem za stosowny, ponieważ „Tajemnicza historia w Styles” jest pierwszą powieścią kryminalną (i w ogóle pierwszą książką) napisaną przez Christie. To w niej wchodzą na scenę trzej bardzo ważni w twórczości angielskiej pisarki bohaterowie (w kolejności pojawienia się w książce): Arthur Hastings, Herkules Poirot i Jimmy Japp. Dwaj ostatni są już postaciami znanymi na angielskiej scenie kryminalistyki, chociaż z Poirotem to nie jest takie do końca jasne… Oto kilka cytatów, którymi Agatha Christie przedstawia czytelnikowi swoich bohaterów:
„Jako inwalida zostałem odesłany z frontu do kraju i po kilku miesiącach w ponurym Domu Ozdrowieńców otrzymałem urlop zdrowotny. […] spotkałem Johna Cavendisha. Od lat widywałem go bardzo rzadko, a prawdę mówiąc, nigdy nie znałem go bliżej. Był starszy ode mnie o dobre piętnaście lat, chociaż nie wyglądał na swoje czterdzieści pięć” [3].
„- Poirot! To bardzo dla mnie miłe spotkanie […] To stary przyjaciel, monsieur Poirot. Od lat go nie widziałem”[4].
„drobny, śniady mężczyzna o lisim wyrazie twarzy […] – Wiesz, kto to jest ten mały? […] Inspektor Japp ze Scotland Yardu, sławny Jimmy Japp” [5].
Cóż, Hastings ma w Styles niecałe trzydzieści lat. Jest weteranem wojennym, inwalidą. Nie jest zawodowym wojskowym. Przed wojną pracował u Lloyda. Poirot jest jego przyjacielem od dawna.. W Styles przebywa jako uchodźca z Belgii. Pracował w tamtejszej policji. Nie wiemy, kiedy zaczęła się jego sława. Hastings sugeruje, że Poirot jest uosobieniem dyskrecji, zatem zna jego metody pracy. Czy poznał je w Belgii, gdy Herkules Poirot był policjantem? Czy może już pracowali razem w Anglii? Choćby jakaś sprawa związana z bankiem, gdzie pracował Hastings? Dopuszczalna jest też wersja, że prywatnym detektywem stał się już w Belgii, a tam bywał Hastings, znany (o czym dowiadujemy się z kolejnych powieści) ze swojego zamiłowania do podróży. Anglik i Belg nie widzieli się od lat. Można podejrzewać, że przerwę w kontaktach spowodowała wojna. Obaj musieli więc znać się dobrze w początkach drugiej dekady dwudziestego wieku, a nawet wcześniej. Hastings miałby wówczas co najwyżej jakieś dwadzieścia dwa, dwadzieścia cztery lata. Przypuszczam, że Poirot nie zbliżał się jeszcze wtedy do emerytury policyjnej. Karierę zapewne przerwała wojna… Czy czytelnik dowie się tego w kolejnych powieściach, których bohaterem będzie Herkules Poirot?
Sławny Jimmy Japp!
Inspektor, potem komisarz. Na razie to dość niewyraźna postać. Ot,
funkcjonariusz Scotland Yardu. W Styles jest na posterunku, wykonuje zadania
służbowe. Na dodatek występuje w towarzystwie innego policjanta. Ale Poirot
mówi o jego sławie. Ach, czyli kontakt z Anglią, Scotland Yardem jednak jakiś
miał. Nadal jednak nie wiemy, czy jako policjant belgijski, czy prywatny
detektyw. Ciekawa rzecz, bo o ile filmowi Hastings i Poirot pokrywają się z
książkowymi, to Japp jest kompletnie inny! Serialowego Jappa gra Philip
Jackson. Postawny, nieco nawet ociężały, wysoki mężczyzna, z sumiastymi wąsami.
Tutaj Japp jest przeciwieństwem! Z opisu przypomina bardziej Jacka Deama –
inspektora Mallory’ego z serialu o ojcu Brownie (zwłaszcza ten lisi wyraz
twarzy…).
Skromny Hastings
zostaje poproszony, żeby opisać sprawę ze Styles. Ujmuje go to, że jego zadanie
ma ukrócić plotki, narosłe wokół przebiegu wydarzeń historii, która nabrała
światowego rozgłosu. Wspomnienia zaczyna od siebie. Krótko opisuje powody, dla
których pojawia się na angielskiej prowincji, w majątku Styles w hrabstwie
Essex, związki z rodziną Cavendishów, oraz relacje jej członków, kładąc nacisk
na informację, że bracia John i Lawrence mają macochę, która wychowała ich od
wczesnego dzieciństwa, a obecnie zapewnia im, na podstawie dochodów z posiadłości,
dość godne życie, tudzież fakt małżeństwa tejże macochy z kuzynem jej wiernej
pracownicy ( która nie przyznaje się do tego pokrewieństwa), pełniącej rolę kogoś
w rodzaju majordomusa.
Kiedy czytelnik mniej
więcej pozna stosunki panujące w Styles Court oraz osoby tam zamieszkałe i
odwiedzające posiadłość, umiera w straszliwych męczarniach starsza pani
Cavendish. Dzieje się to na oczach prawie wszystkich domowników, w tym
Hastingsa, który przyjechał do Styles piątego lipca. Tragiczne wydarzenie ma
miejsce w rozdziale trzecim, w nocy z szesnastego na siedemnastego. Wówczas
pojawia się na scenie Poirot. Japp przyjeżdża dopiero na rozprawę u koronera,
gdzieś w połowie książki. Jeszcze siedemnastego lipca Hastings rozmawia z
Poirotem. Przed przesłuchaniem Poirot zabiera się ochoczo do pracy. Z tekstu
wyziera prawie radość, z jaką detektyw przystępuje do śledztwa. Wydaje się, że
czeka w domu uchodźców na jakieś morderstwo, że historia w Styles spada mu z
nieba, bo jest znudzony, bezczynny, jakby na bezterminowym, bezpłatnym urlopie.
Widać, że jest podniecony zagadką, która czeka na rozwiązanie: „Uspokoiliśmy
się trochę, więc teraz uporządkujemy fakty: ładnie, każdy na właściwym miejscu.
Będziemy je badać, segregować, odrzucać. Istotne odłożymy na później. Te bez
znaczenia… puf!... – Poirot wykrzywił się pociesznie i dmuchnął. – Niech idą z
wiatrem. […] Jeden fakt prowadzi do drugiego. A następny pasuje? Tak, i to
cudownie! Dobrze. Jedziemy dalej. Kolejny drobiazg? Nie. Zastanawiamy się,
badamy, no i znajdujemy ten drobny fakcik – zrobił szeroki gest ręką. – A może
mieć on wagę, wielką wagę!” [6]. Nieco to komiczne, ale taki ton parokrotnie w
powieści występuje: „Co się stało pańskiemu cudakowi? – zapytała. – Minął mnie
cwałem jak rozjuszony buhaj” [7]. W kolejnych kryminałach Christie nie szafuje
aż tak bardzo humorem. Koncentruje się bardziej na powadze zbrodni, psychologii
postaci. Przedstawia swoich bohaterów, Poirota i pannę Marple, jako wyjątkowych
znawców ludzkich charakterów.
Powyższy cytat
doskonale oddaje warsztat pracy Herkulesa Poirota. Przychodzi on zatem do
Styles Court nie tyle na zaproszenie Hastingsa, ale niejako z wdzięczności dla
Emilii Cavendish, która to przyjęła siedmiu uchodźców z Belgii do swojej
posiadłości. Ale nie tylko. „Pana Poirota znamy wszyscy” [8], choć nie jako
przyjaciela Hastingsa i sławnego detektywa, mówi Cynthia Murdoch, „Protegowana
mamy. Córka jej koleżanki szkolnej” [9], czyli starszej pani Cavendish. Pewna
więź z rodziną istnieje. Jest zatem dość, jeżeli nie mile, to przyjaźnie
powitany jako dyskretne narzędzie rozwiązania problemu. Problemu – bo w
zasadzie wszyscy wskazują na mordercę – Alfreda Inglethorpa, już byłego męża
Emilii. Autorka subtelnie pozostawia czytelnika w
niepewności co do tego, czy śmierć nastąpiła z powodów naturalnych, czy była to
trucizna. Czarnym charakterem od początku jest Alfred, mający zaciekłego wroga
– swoją kuzynkę, Evie Howard. „To dama do towarzystwa mamy, jej totumfacka,
powiernica. Poczciwa, zacna […]. Ani ładna, ani młoda, ale prawdziwy skarb w
domu” [10]. Poirot przedstawił więc plan działania. Rozmawia z domownikami,
nieco ich oszukuje, podjudza. Myszkuje po domu. Zdaje się, że zagląda pod
pokrywki garnków, otwiera drzwi kredensów, komód i bieliźniarek, wieczka
sekretarzyków i szkatułek, szpera w książkach i dokumentach, schyla się pod
schody, stoliki, węszy na strychu. Wszędzie go pełno. Otwiera i zamyka drzwi,
sprawdza futryny, zamki, szuka i dobiera klucze. Wychyla się przez okna,
bacznie oglądając trawniki i klomby. Znika. Pojawia się we wsi. Podobno jedzie
do Londynu. Tymczasem w posiadłości zamieszanie sięga zenitu. Słowa, gesty są
coraz bardziej nerwowe. Mieszkańcy patrzą podejrzliwe jeden na drugiego.
Christie raz po raz podsuwa czytelnikowi trop do wykrycia sprawcy. Bo ta nigdy
nie słodziła kawy, tamta stoi milcząca… Podąża za nim oczywiście Hastings i…
wychodzi na głupka. Jest to świetna namiastka późniejszych znakomicie
skonstruowanych powieści a także humor sytuacyjny, gdzie komikiem jest, rzecz
jasna, przyjaciel Poirota. Nabieram się razem z Hastingsem. Jestem przekonany o
winie doktora Bauersteina, ale okazuje się, że Autorka subtelnie pozostawia
czytelnika w niepewności co do tego… Raz
widzę mordercę w Johnie Cavendishu, za chwilę w jego bracie. A patrzę oczami
Hastingsa… Poirot najpierw się trochę denerwuje bezmyślnością starego
przyjaciela. Dalej jest bardziej wyrozumiały. Podsuwa mu dowody, ślady,
argumenty. Hastings jest bezradny… Cóż, nie daje się niestety czytelnikowi
uciec od narratora. Ten narzuca nam mylne ścieżki. Jego sposób myślenia
wprowadza zamieszanie, rwie nić Ariadny, którą na początku labiryntu wkłada w
dłonie czytelnika detektyw. Ale i sam Herkules Poirot - co już zostanie na
zawsze jednym z jego znaków rozpoznawczych - traci koncept: „Głupie bydlę! Nic
nie przewidziałem. Postąpiłem jak skończony osioł! […] Ach, dureń!” [11]. Na
szczęście: „mam pomysł, taki drobny pomysł” [12]. I to nie jeden. Z takich
pomysłów, podsuwanych domownikom i przez nich realizowanych, rodzi się w
czytelniku tragiczne poczucie własnej głupoty, ale również satysfakcja, że dał
się nabrać, że za nim zostało dwie setki stron znakomitej lektury, gdzie
zbrodnia nie była wcale podniesiona do straszliwego dramatu. Tutaj, w kryminale
z 1920 roku, jeszcze się bawiliśmy. Nawet ludzkie słabości nie były jeszcze tak
mocno eksponowane. Ot, trochę jak „Arszenik i stare koronki”.
Zwracam uwagę na inną
charakterystyczną rzecz u Christie. Tragedia, zbrodnia, nieszczęście zwykle
zostają na końcu czymś zatuszowane, zakryte: „Szczęście jednego mężczyzny i
jednej kobiety to sprawa najważniejsza w świecie. […] Można pogratulować,
prawda? […] spurpurowiał, uśmiechnął się bardzo niemądrze. Zakochany mężczyzna
przedstawia żałosny widok” [13]. I Poirot, i Marple pozostaną już na zawsze w
potrójnej roli: detektywów, psychologów i… swatów.
____
[1] „Tajemnicza historia w Styles”, Christie Agatha, Wydawnictwo Dolnośląskie 2014, przeł. Tadeusz Jan Dehnel, seria: Kolekcja kryminałów Agatha Christie, str. 22
[2] Tamże, str. 23
[3] Tamże, str. 5
[5] Tamże, str. 99
[6] Tamże, str. 37-38
[7] Tamże, str. 75
[8] Tamże, str. 23
[9] Tamże, str. 8
[10] Tamże, str. 7
[11] Tamże, str. 75
[12] Tamże, str. 151
[13] Tamże, str. 206-207
[1] „Tajemnicza historia w Styles”, Christie Agatha, Wydawnictwo Dolnośląskie 2014, przeł. Tadeusz Jan Dehnel, seria: Kolekcja kryminałów Agatha Christie, str. 22
[2] Tamże, str. 23
[3] Tamże, str. 5
[5] Tamże, str. 99
[6] Tamże, str. 37-38
[7] Tamże, str. 75
[8] Tamże, str. 23
[9] Tamże, str. 8
[10] Tamże, str. 7
[11] Tamże, str. 75
[12] Tamże, str. 151
[13] Tamże, str. 206-207
[4]
Tamże, str. 23
Komentarze
Prześlij komentarz