Patrick Süskind, „Historia pana Sommera”, przeł. Małgorzata Łukasiewicz, wyd. Świat Książki, 2006
Około
stustronicowa opowieść, wliczając w to dwadzieścia dwa całostronicowe rysunki,
których autorem jest Sempé, traktuje o poczuciu winy, wdzięczności i dwóch
bardzo ważnych zdarzeniach. O jednym wiemy wszystko, ponieważ ma miejsce w
życiu pierwszoosobowego narratora, wspominającego wydarzenie z perspektywy
dorosłości. O przebiegu drugiego, równie znamiennego, możemy się jedynie
domyślać, lecz znamy jego długotrwałe skutki: jak zmieniło życie bohatera, a co
wydaje się równie ważne, stało się przyczyną innego spojrzenia na rzeczywistość
młodego narratora. „Historia pana Sommera” jest również opowiadaniem o kilku
latach życia ucznia pierwszych klas szkoły poziomu podstawowego, mieszkającego
w jednej ze wsi na pograniczu Niemiec i Szwajcarii, nazywającej się podobnie
jak jezioro, nad którym leży, czyli Unternsee. Akcja dzieje się w kilka, może
kilkanaście lat po wojnie. Chłopiec pamięta tuż powojenne czasy, gdy „nie było
benzyny, nie było samochodów, tylko raz na dzień autobus, nie było opału ani
jedzenia i żeby gdzieś zdobyć parę jajek, mąkę, kartofle, kilo brykietów albo
choćby papier listowy czy żyletki, trzeba było często przedsiębrać
wielogodzinne marsze” [1]. Jednakże za chwilę warunki życia zmieniają się
diametralnie. Młody bohater opowieści jest zły na swojego ojca, że ten nie
kupił telewizora, przez co on musiał jeździć rowerem do przyjaciela na
wieczorne wybitne wydarzenia kulturalne, jak na przykład „Mamusia jest
najlepsza”, „Lassie” albo „Przygody Hirama Hollidaya”, w związku z czym bywało,
iż spóźniał się na kolację, co powodowało wyrzuty rodziców. Ojciec,
przedstawiający sobą i sposobem wychowania trojga dzieci raczej pruski dryl,
mówił: „Telewizja zabija zwyczaj muzykowania, rujnuje oczy, niszczy życie
rodzinne i prowadzi do ogólnego ogłupienia” [2]. Ale jak to bywa z
autorytarnymi postaciami, sam pozwalał sobie na wyjątki od ustalonych reguł w
sprawie telewizji, jak i innych, co skrzętnie odnotowuje na uboczu opowiadania
narrator, jakby cichutko, żeby nie usłyszeli rodzice.
Tak,
jak wiemy wszystko o niezmiernie ważnym wydarzeniu w życiu młodego człowieka,
tak samo prawie wszystko o nim samym z tych wczesnych lat dorastania. Brakuje
jedynie wiedzy o tym, jak się nazywa. Ta dziwna wiedza dana czytelnikowi jest z
kolei przeciwieństwem znanych wiadomości o panu Sommerze. Zdarzenie, które
spowodowało, że i narrator, i tym samym czytelnik widzi go takim, a nie innym,
ginie gdzieś w mrokach jego młodości. Straszliwe skutki mogą nasuwać
przypuszczenie, że to, co spotkało pana Sommera, zdarzyło się nie w dzieciństwie,
ale gdy był dojrzałym człowiekiem, zapewne w czasach wojny. Dziecku pan Sommer
wydaje się tajemniczy, zwariowany, nieco mroczny. W okolicy wiadomo o nim
niewiele. Tyle, że ma żonę, jaki ona wykonuje zawód, gdzie mieszkają. Gdy młody
bohater staje się nieco starszy, dowiaduje się, że pełne nazwisko i imię pana
Sommera brzmiało: Maximilian Ernst Ägidius Sommer, a on sam był kiedyś młodym
człowiekiem z bujnymi ciemnymi włosami, rezolutnym spojrzeniem i ufnym, niemal
zuchwałym uśmiechem na ustach. Czyli kompletnym przeciwieństwem postaci, którą
widywano w okolicach Obernsee i Unternsee, gdy wczesnym rankiem już „gnał przez
pola i łąki, gościńcami i bocznymi dróżkami, przez las i wokół jeziora, do
miasta i z powrotem, ze wsi do wsi… i tak aż do późnego wieczora” [3], nie
zważając na wiatr, śnieg, deszcz i grad. Zagadnięty, „niechętnie potrząsał
głową, jakby opędzał się od muchy, i mruczał pod nosem coś, czego albo wcale
nie można było zrozumieć, albo tylko wyrywkowo, a co brzmiało jak: «...zarazakuratmuszęnaszkolnągórkę...
wtedpędynadrugąstronę...
dziśjeszczekonieczniemuszędomiasta...
właśniestraszniesięśpieszęanichwiliczasu... » - i nim
człowiek zdążył wtrącić «Słucham? Co proszę?», już znikał, wymachując gwałtownie swoim kosturem” [4]. Ot, szalony, może nieszczęśliwy człowiek, o którym kiedyś się zapewne powie, że kompletnie zwariował i nie może trafić do domu. Że już nie wie, jak się nazywa i gdzie mieszka. Może wyemigrował do Kanady albo Australii? Albo zabłądził w górach i zabił się, spadając w przepaść? Ale czytelnik za młodszym z bohaterów opowieści pomyśli inaczej, gdy przypomni sobie jedyne wyraźne, wypowiedziane donośnym głosem zdanie: „Och, zostawcie mnie wreszcie w spokoju!” [5]. Oczywiście narrator niczego nam nie podsuwa, nie wyjaśnia. Mając jednak w pamięci początek opowiadania, czytelnikowi nasuwa się związek zachowania pana Sommera z niedawno przecież zakończoną wojną i wszelkie urazy psychiczne, deficyty emocjonalne, poczynając od zespołu stresu pourazowego, które może spowodować jakaś okropna trauma.
Tymczasem młody człowiek jest już o rok starszy.
Ojciec, urodzony w tym samym roku, w którym zmarł Giuseppe Verdi, wysyła go na
naukę gry na fortepianie. I przecież wiemy z dzieciństwa, jak to bywa. Fatalny
zbieg okoliczności, w który dorośli nie chcą uwierzyć. Nie mamy odwagi
tłumaczyć. Jesteśmy obwiniani, zakrzyczani. Popełniamy błąd za błędem.
Nauczycielka wpada w furię. Chłopiec jest straszliwie przybity. Czytelnik nie
przewiduje, że zrealizują się u bohatera ciężkie, przytłaczające, czarne myśli,
ponieważ fabuła w dalszym ciągu utrzymuje ton humorystyczny, podobnie jak w
„Niewiarygodnych przygodach Marka Piegusa” Edmunda Niziurskiego albo serii o
Mikołajku. Wszak w „Historii pana Sommera” za ilustracjami stoi Sempé, a Süskind
w tej opowieści prawie kopiuje styl René Goscinny’ego. I faktycznie, nie dochodzi do najgorszego, słyszymy krzyk myśli chłopca, rozdarte
emocje, bezradność, chęć ucieczki na zawsze. Stres pourazowy mija, bo pojawia się pan Sommer. Obecność tego ostatniego
ratuje chłopca. Być może zmieni też życie młodego bohatera. Jeśli pojawia się
przed czytelnikiem obraz kolejnego szalonego człowieka, przemierzającego drogi
i bezdroża wokół Unternsee, to szybko znika. Przecież żadna miejscowość nie
może poszczycić się lokalną legendą o dwóch takich samych dziwakach.
Upływają kolejne lata. Pewnego jesiennego wieczora kilkunastolatek widzi
pana Sommera stojącego po kostki w jeziorze. Młodzieniec nie jest
przestraszony, ale zdumiony i zafascynowany. Gdy mężczyzna rusza w stronę
drugiego brzegu, narrator nie woła, nie biegnie, nie wzywa pomocy. Pan Sommer,
który nie spojrzał w górę, gdy zdesperowany chłopiec przesuwał się po
chybotliwej, coraz bardziej cienkiej gałęzi świerku, właśnie emigruje do
Kanady, Australii. Może nie może trafić do domu? A może wybiera się w góry,
żeby tam zabłądzić?
Jedno z najlepszych opowiadań Patricka Süskinda, które podobnie jak
„Gołąb” i „Kontrabasista”, traktuje o przeraźliwych ciężarach, które muszą
nosić ludzkie dusze. Kipiące od wypowiedzianych i milczących emocji.
Wzbudzające w czytelniku nie tyle smutek, ale nieznośny ból trudów istnienia,
który jednocześnie jako poczucie winy i wdzięczność pojawia się zwykle już w
dzieciństwie i towarzyszy do końca życia.
człowiek zdążył wtrącić «Słucham? Co proszę?», już znikał, wymachując gwałtownie swoim kosturem” [4]. Ot, szalony, może nieszczęśliwy człowiek, o którym kiedyś się zapewne powie, że kompletnie zwariował i nie może trafić do domu. Że już nie wie, jak się nazywa i gdzie mieszka. Może wyemigrował do Kanady albo Australii? Albo zabłądził w górach i zabił się, spadając w przepaść? Ale czytelnik za młodszym z bohaterów opowieści pomyśli inaczej, gdy przypomni sobie jedyne wyraźne, wypowiedziane donośnym głosem zdanie: „Och, zostawcie mnie wreszcie w spokoju!” [5]. Oczywiście narrator niczego nam nie podsuwa, nie wyjaśnia. Mając jednak w pamięci początek opowiadania, czytelnikowi nasuwa się związek zachowania pana Sommera z niedawno przecież zakończoną wojną i wszelkie urazy psychiczne, deficyty emocjonalne, poczynając od zespołu stresu pourazowego, które może spowodować jakaś okropna trauma.
___
[1] Patrick Süskind, „Historia pana Sommera”, przeł. Małgorzata Łukasiewicz, wyd. Świat Książki, 2006, s. 23-24.
[2] Tamże, s. 97.
[3] Tamże, s. 24.
[4] Tamże, s. 26.
[5] Tamże, s. 34.
[1] Patrick Süskind, „Historia pana Sommera”, przeł. Małgorzata Łukasiewicz, wyd. Świat Książki, 2006, s. 23-24.
[2] Tamże, s. 97.
[3] Tamże, s. 24.
[4] Tamże, s. 26.
[5] Tamże, s. 34.
Komentarze
Prześlij komentarz