Claudia Salazar Jiménez, „Krew o świcie”, przeł. Tomasz Pindel, Wydawnictwo ArtRage, 2023
Bardzo krótka, jedynie
kilkudziesięciostronicowa powieść „Krew o świcie” autorstwa Claudii Salazar Jiménez opowiada o latach krwawego terroru
Świetlistego Szlaku i równie straszliwej odpowiedzi peruwiańskiego rządu,
widzianych oczami trzech kobiet z różnych klas społecznych. Już sama
konstrukcja książki, w której powierza się pierwszoosobową narrację kilku
bohaterkom, pokazuje czytelnikowi, że to, co działo się w latach
osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych w andyjskim państwie, ogarnęło cały jego
obszar i ludność. Wprawdzie autorka najgwałtowniejsze sceny umieszcza w
przycupniętych pośród gór indiańskich wsiach, lecz początki rewolucji znajduje
w miastach, jakby wskazując wprost na sprawców i ofiary, poniekąd dzieląc
społeczeństwo Peru, i - jakby nie było - obarczając winą klasę wykształconą w
teoriach, ideach, historii. Jednakże, jak to zwykle bywa, nic nie jest do końca
jednoznaczne, ponieważ rozpętana wojna domaga się o ofiary wszędzie. Wirus,
który wylągł się w jednym miejscu, szybko się rozprzestrzenia, zakaża
wszystkich i zabiera do grobu, nie pytając o przynależność klasową.
Owe trzy bohaterki
przedstawione są w sposób dziwny, intrygujący, a w zasadzie smutny i
przygnębiający. Oprócz tego, że są ofiarami wojny, stają się zakładniczkami
płci i to w sposób najgorszy z możliwych, stanowiąc cel jednej z
najokrutniejszych broni współczesnych konfliktów, czyli przemocy seksualnej,
tortur i gwałtów, których celem jest nie śmierć, ale najgorsze z możliwych
upokorzenie, upodlenie najintymniejszej kobiecości. Dokonują tego mężczyźni z
obu stron konfliktu. Czy zatem to z nimi jest ta wojna? W pewnym sensie tak. Jiménez
w „Krwi o świcie” rozróżnia i oddziela role płci na tle terroru. I chociaż za
nim stoją także kobiety, to zdają się być weń wciągnięte, niejako zmuszone,
sprowokowane, nie pozostawia się im wyboru, są bezwiednymi uczestniczkami.
Bohaterki zewsząd otoczone są mężczyznami. Pragną ich, walczą z nimi, chcą się
od nich uwolnić, potrzebują ich jako mężów, podziwiają jako przywódców, chcą
ich zdetronizować. W końcu jednak zostają same…
Kulminacyjną sceną,
która zdaje się wszystko kończyć a jednocześnie zaczynać, jest powtórzony
trzykrotnie dramat, ponownie wykrzyczana, wyjęczana, wyskamlana tragedia,
śmierć każdej z bohaterek i zmartwychwstanie. Jakby okrutny, bezmyślny
kołowrót, ciągle wracające poniżenie, wojna niemająca końca. „Pięciu żołnierzy,
teraz już nie krzyczą, nie wyzywają, przychodzą, jakby mieli do załatwienia
jakąś sprawę. Tyle razy. Nie krzyczysz już. Bo i po co” mówi do siebie jak do obcej osoby Modesta,
„pieprzona góralka”, „zawszona Indianka”, mieszkanka górskiej wsi, gdzie ostały
się tylko zgliszcza, a w nich kobiety. Bez dzieci. Bo te zabrano: „Żołnierze
zapinają rozporki i zabierają Abla do szpitala w swojej bazie. «Dzieciak
nie powinien patrzeć na takie rzeczy»” [1]. Po co im zresztą dzieci. Niedługo
wyrośnie w nich nowe życie. Niekochane, niewinne. „Ciosy w twarz, w brzuch, nogi rozwarte siłą
do granic możliwości. «Pieprzona terrorystka». Ustawiają się w kolejce, żeby
skorzystać z okazji. Żaden otwór nie uchowa się w tym krwawym tańcu.
«Pierdolona bandytka»” [2]. „Ciosy w twarz, w brzuch, nogi rozwarte siłą do
granic możliwości. «Pieprzona białaska». Ustawiają się w kolejce, żeby
skorzystać z okazji. Żaden otwór nie uchowa się w tym krwawym tańcu. «Dziennikarka
z jakiegoś antykomunistycznego szmatławca, staniesz się przykładem dla
następnych»” [3]. Tak, staje się przykładem. A zmieniają się w tych przykładach
jedynie drobiazgi umundurowania. Przymiotniki są te same. Prymitywne, jak
gwałt. Rzeczownik nie ma znaczenia. To tylko bezwładna masa na ziemi. Jiménez naciąga okrucieństwo do granic możliwości.
Najpierw je wlokąc niemiłosiernie. Jakby, nie pisząc tego, kazała wyobraźni
czytelnika widzieć w zwolnionym tempie każdy szczegół, ruch, czuć oddech. Od
pierwszego ciosu, po szarpnięcie za włosy, rzucenie bezwładnym workiem, po
obute stopy widziane z poziomu błota, prawdziwego i tego metaforycznego, z
którego nie można się podnieść samej. Strony, wiele akapitów, jeszcze więcej
zdań, przerywane słowa tworzą wspólne cierpienie wszystkich peruwiańskich
kobiet, budują między nimi więź krzyczącą w stronę partyzantów i rządowych
żołnierzy. Wydaje się widoczny w tym wszystkim bardzo jasny podział na ofiary i
katów. Tyle, że rządowa dziennikarka zostaje odwieziona do szpitala: „-
Poruczniku, to ta fotografka, której szukaliśmy! – Zabrać ją do bazy, szybko! –
Reszta nie żyje. – Nie, tamta jeszcze dycha! (…) – Fotografka jest już w drodze
do stolicy? – Tak jest, panie poruczniku, helikopter marynarki wojennej
przyleciał od razu, jak tylko wezwaliśmy. (…) – Panie poruczniku, jeśli wolno,
jeszcze jedna sprawa… - Co takiego? – Nasi żołnierze już od tygodnia są ciągle
w marszu i boju. Zasłużyli na trochę rozrywki, prawda? – Sierżancie, niech pan
robi, co trzeba, żeby pańscy ludzie byli zadowoleni, a ja nie muszę o niczym
wiedzieć” [4]. Pośród zgliszcz zostają terrorystka i Indianka. W końcu
wszystkie trzy wracają do początków opowieści. Modesta ze swoją córeczką: „malutka
jest, podobna do świnki morskiej. Moja i kto wie czyja jeszcze. Tylu ich było”
[5]. Daniela ze wspomnieniem owocu, „którego nie powinno być, który zagnieździł
się w moim ciele wbrew mej woli” [6]. Marcela, pani profesor, głównodowodząca
działań zbrojnych w strefie centralnej do więzienia na przesłuchania z
komendantem Romero: „- Zaprowadzimy panią do tego waszego przywódcy, pani
profesor. On podpisze porozumienie, jakie proponuje mu rząd. Wreszcie wróci do
nas pokój” [7].
Powieść Claudii Salazar Jiménez ma nie dawać spokoju. Przypomina o wszystkich współczesnych wojnach, które nastąpiły po tej światowej, a zaginęły w natłoku informacji medialnych, stając się jedynie urywanymi obrazkami i dźwiękami, okrajanymi tak, żeby nie urazić widzów. Autorka każe czytelnikowi każdą z nich ponownie sobie wyobrazić i dopasować do nich bohaterki powieści, które przecież ocalały i są dramatycznymi ofiarami i dowodem jakiegoś szalonego machismo, które co jakiś czas, zdecydowanie zbyt krótki, wybucha na każdym kontynencie, coraz bliżej nas, tuż za granicą, już słychać głuche dudnienie…
[1] Claudia Salazar Jiménez, „Krew o świcie”, przeł. Tomasz Pindel, Wydawnictwo ArtRage, 2023, s. 79.
[3] Tamże, s. 70.
[4] Tamże, s. 72-74.
[5] Tamże, s. 93.
[6] Tamże, s. 90.
[7] Tamże, s. 92.
[8] Tomasz Pindel, „Kilka uwag dla dociekliwych Czytelniczek i Czytelników”, w: Claudia Salazar Jiménez, „Krew o świcie”, przeł. Tomasz Pindel, Wydawnictwo ArtRage, 2023, s. 97.
Komentarze
Prześlij komentarz