Anna Bikont, „Cena: W poszukiwaniu żydowskich dzieci po wojnie”, Wydawnictwo Czarne, 2022
Prawie czterysta stron opowieści
składającej się z trzydzieści pięciu rozdziałów (dwa pozostałe opisują głównie
realia i okoliczności powojennej działalności organizacji żydowskich) to
fragmenty, czasami wręcz strzępki, wyjątki z życia Polaków i Żydów odnalezione
przez Annę Bikont w archiwach, spisane z rozmów, telefonicznych i osobistych,
bardzo prywatnych, intymnych, cichych, prawie wyszeptanych albo nieco wymuszonych
kolejnymi listami mailowymi, głośnymi dzwonkami czy tylko brzęczeniem telefonów
komórkowych, przemyślanych tygodniami, miesiącami, za którymi stoją niechęć i
odwaga, potrzeba i łzy. Dzieci jest więcej niż rozdziałów, których tytuły i
podtytuły to imiona i nazwiska, imiona czasami zapisane zdrobnieniem, w końcu
niezidentyfikowana mała bohaterka, której rola zdaje się przez ową anonimowość
tym większa, bo reprezentuje ogromną rzeszę nienazwanych - spalonych,
zastrzelonych, zatłuczonych kijami, ale i być może ocalonych, niezdających
sobie sprawy z pochodzenia, bez dzieciństwa, wykluczonych z narodowości,
pozbawionych krewnych, z mniej lub bardziej przypadkowym obywatelstwem - na
których grobach w dwudziestym pierwszym wieku nie kładzie się kamyków, a zapala
znicze, jeśli tylko nie zostali pozbawieni nowo nabytej po wojnie, po Zagładzie
pamięci. O nich wszystkich opowiada Anna Bikont dzięki ocalałym zeszytom Lejba
Majzelsa: „Zeszyty są dwa, szesnastokartkowe w kratkę, formatu A5. Mają
szaroniebieskie kartonowe okładki z wyblakłym napisem: «Sprawozdanie z podróży służbowych L. Majzelsa w sprawie
poszukiwania dzieci znajdujących się w rękach Polaków»” [1]. Uważna lektura
wstępu i ostatniego, statystycznego rozdziału książki to swojego rodzaju, tak
jak bez wątpienia i tytuł, przygotowanie do odkrycia, poznania czy też
przypomnienia czegoś, co do tej pory przemykało obrzeżami społeczeństwa, było
cieniem najnowszej historii, zamykało się w pracach naukowych, wydawnictwach
zajmujących się tematyką Holokaustu, odsuwane było na margines, poza nawias,
ledwie akceptowalne, choć uznawane. Jakby pewien duch lat tuż powojennych nadal
unosił się nad wsiami, polami, lasami, bagnami, miasteczkami, ulicami, ukrywał
się po odgrzebanych piwnicach i krążył po klatkach schodowych odbudowanych
kamienic. Czy kiedyś zniknie jak stogi siana, w których ukrywały się żydowskie
dzieci? Dzisiaj trwa w Polakach, obywatelach polskich pochodzenia żydowskiego
oraz obywatelach innych krajów od Kanady i USA, przez zachodnią Europę i Izrael
po Australię. Zapewne do czasu. Tyle, że Anna Bikont upływający czas zatrzymała
w 2022 roku.
Autorka
nie skupia się jedynie na dzieciach i ich historiach, które czasami w
przerażający sposób się urywają bądź, jeszcze bardziej przygnębiająco, trwają w
jakiś dziwnie nieakceptowany przez czytelnika sposób. Bo ten jest, chyba przez
literaturę, samą Zagładę, szereg wydawanych wspomnień i dzienników, narzucony
na sposób dwojaki: unicestwienie albo otrzymany przez Los spokój w krajach,
gdzie nie było Marca 1968 roku. Oczywiście „Cena” potwierdza, przypieczętowuje,
wykrzykuje dramat Zagłady. Opowiada o odnalezionych rodzinach, dzieciach,
wnukach, radościach, spełnieniu. Ale mimo to każdemu rozdziałowi, ba! każdemu
jego fragmentowi, akapitowi towarzyszy cień Primo Leviego i Jeana Améry’ego, a przede wszystkim tragicznej
postaci Imre Kertésza,
czyli tego, co towarzyszy Ocalonym, z czym sobie nie poradzą nigdy: że nikt,
żadne państwo, jakiekolwiek społeczeństwo, środowisko, organizacje żydowskie,
religijne, socjalistyczne, syjonistyczne, bliżsi i dalecy krewni, Kościół
katolicki i izraelskie kibuce nie było przygotowane na zapłacenie ceny dość
wysokiej, żeby zapewnić wyleczenie choroby toczącej dzieci, które chyba do
końca życia nie potrafiły zerwać z szyi tabliczki, gdzie Polacy wpisywali kwoty w setkach
tysięcy i milionach złotych, czasami zamieniając je na dolary bądź dopisując,
wcale nie mniejszymi literami, żądanie przekazania domu, nieruchomości,
posesji, działki. Ten rak, choroba
śmiertelna, leczy się w sposób inwazyjny dla duszy i ciała. On trwa w
człowieku strachem cały czas. Wiele razy lęk zamyka w szklanym kloszu, buduje
mur. Często cierpiący odrzuca leczenie i popełnia samobójstwo. Straszliwe, że
potrafi ono trwać latami. O tym właśnie pisze Anna Bikont.
Rzeczy
bardzo ważne, które stanowią tło oraz kontekst czasów i działań, tudzież postać
Lejba Majzelsa, opisywane są w trakcie opowieści o dzieciach. Mamy zatem drogę
Majzelsa, która doprowadziła go do zarobkowego zajęcia się powojennym
poszukiwaniem Ocalonych z ramienia jednej z organizacji żydowskich. Trochę z
rezerwą odbiera się historię tego człowieka. Bo chcąc mu przypisać wielkie
zasługi, ogromną wytrwałość, pomysłowość, niewyczerpane, zdawałoby się, pokłady
empatii i bezinteresowności, a nawet jakiś izraelski (wszak jeszcze nie!) czy
też syjonistyczny patriotyzm, jeśli tak można nazwać tę postawę, odrzuca się
nieco bezmyślnie potrzebę zdobywania środków do życia w tych biednych i
niebezpiecznych powojennych latach. Autorka nie pozwala jednak o tym zapomnieć.
Czy przekonania Majzelsa odzwierciedlają to, co w którymś miejscu Bikont
podkreśla, upartą pracę nad tym, żeby Żydzi ocaleli z Zagłady stali się obywatelami nowo powstałego
żydowskiego państwa? Na ile stoi za tym silne, podskórne napięcie podbudowane
niechęcią, wręcz lękiem, że nie można pozostać w kraju, w którym miliony
zginęły w obozach koncentracyjnych, wcześniej w II Rzeczpospolitej były
świadkami antysemickich działań państwowych i wystąpień społecznych, a w końcu
zdarzających się partyzanckich polowań i pogromów w komunistycznej Polsce? A
zatem tutaj Anna Bikont przedstawia działalność dwóch organizacji żydowskich,
prowadzonych przez nich domów dziecka i opieki oraz sierocińców. Ścierające się
interesy, cele, idee to wychowanie w duchu judaistycznym i syjonistyczna praca
nad przyszłymi budowniczymi Izraela, mieszkańcami kibuców. To również kontakty
z zagranicą, wytyczanie szlaków migracyjnych i przemytniczych, to pozyskiwanie
z wszelkich możliwych źródeł pieniędzy, fałszowanie paszportów, zdobywanie
miejsc na przeróżnych środkach transportu, szukanie miejsc przerzutowych w
krajach zachodnich, na Bałkanach. Wbrew pozorom nie ma miejsca na anonimowość i
teoretyzowanie. Rywalem, oponentem, ale przecież i pomocnikiem z wzajemnością
jest dla Lejba Majzelsa kapitan Jeszajahu Drucker: „on przybywał / legendarny
ojciec / kapitan Drucker – tak go nazywano / (wymyśliłam sobie, że jest
Polakiem / tak jak inni nasi opiekunowie / i nie tak jak moja ciotka Żydówka) /
siadał między nami / dzieci nieruchomiały / powtarzał tę samą opowieść / o
wspaniałym kraju / o zimie w promieniach złotego słońca / ogrzewających ziemię
/ a ona owocuje / złotymi jabłkami” [2]. Miejscowości, w których znajdowały się
domy dziecka, tworzą mapę; imiona i nazwiska dyrektorów, nauczycielek,
opiekunów stanowią długą listę. Dzieci, które spotykają się w tych placówkach z
antysemityzmem, są wychowane i przywiązane do religii katolickiej, czują się
Polakami, boją się Żydów bardziej niż Niemców, mogą być bohaterami kolejnych
książek. Ich ówczesne wypowiedzi, emocje, reakcje to materiał do analizy, ale
przede wszystkim niezwykła podstawa współczucia i zastanowienia się nad
dramatem Zagłady, nieustającym, trwającym, towarzyszącym, krążącym wokół nas
nie tylko tu w Polsce, ale ciągle rozsiewającym się po świecie dręczącym
niepokojem. Po które pokolenie?
Opisywanie
historii dziewczynek i chłopców, których imiona stanowią tytuły rozdziałów, a
także tych, które dopisywane są w treści, nie ma żadnego sensu, byłoby po
prostu streszczeniem. Spotkanie z nimi należy się czytelnikowi bez wstępów.
Czego w tych opowieściach może się on spodziewać? Chyba przede wszystkim
tragicznej różnorodności. Zdawałoby się, że dzieci wykupione przez organizacje
żydowskie nie zostały pozostawione same sobie. Jednak ich samotność przeraża.
Decyzje, wybory, losy nie są wynikiem racjonalnych przemyśleń. Bo Zagłada nie
była racjonalna. I w swym szaleństwie zamykała kilkunastoletnie Żydówki w
polskich, francuskich i bliskowschodnich katolickich klasztorach. Nie pozwalała
wymieniać imienia nadanego przez rodziców. Wstrząsała myślą o powrocie do
Polski. Kazała tęsknić za krajem, gdzie w Zagładzie zginęli żydowscy rodzice, i
opiekować się do końca życia polskimi, „drugimi” rodzicami i ich potomkami. Z
kilkulatków uczyniła nagle dorosłych, ukrywających się zimowymi tygodniami w
liściach pośród bagien, wykopanych jamach, uciekających przez wielkopolskie i
mazowieckie lasy, słysząc strzały pozbawiające życia ich matek, sióstr, braci.
Nakazywała im pracować w polu, gospodarstwie, kłamać, kraść, uczyć się pacierza,
spotykać na rozdrożach Jezusa, poddawać się przemocy seksualnej.
Anna
Bikont pisze, ile w tamtych czasach kosztowały koń, krowa, świnia. Porównuje to
z ceną za żydowskie dziecko. Opisuje długotrwałe procesy sądowe i cytuje
fragmenty korespondencji między sprzedawcą a kupującym. Pokazuje chciwość i
hipokryzję posiadacza cennego towaru. Mówi słowami Majzelsa i Druckera, którzy
skrzętnie notowali, w jakim stanie jest odszukane przez nich dziecko. Czy
czyta, pisze, w jakim języku mówi, jak jest ubrane, czy wygląda na zabiedzone,
głodne. Owe krótkie zapiski przerażają swoją lakonicznością, zdawkowością, choć
nie ma w nich chłodu. Bije z nich ponaglenie, które jest przecież li tylko
humanizmem. Wszystko inne przywodzi na myśl przetarg, targowanie się, przeciąganie
procesu sprzedaży, żeby oferta stała się jak najbardziej atrakcyjna. Jakże mogą
nie zaszklić się oczy? Ale… Czy jest jakieś usprawiedliwienie? Kontekst czasów,
skutki wojny, bieda, głód i chłód, strach przed nowym ustrojem? Niesamowita
potrzeba zapewnienia sobie środków do przeżycia za wszelką cenę, czego przecież
my teraz nie znamy? Właśnie – cenę. A przecież Bikont pisze także o dzieciach,
które nie chciały odejść od nowych rodziców. Nie sposób nie dostrzec miłości,
przywiązania, poczucia bezpieczeństwa, starań, bardzo prostych, najzwyklejszych
potrzeb, być może altruizmu, co w samotnych i nieco już dojrzałych małżeństwach
przeradzało się w decyzję nie tyle o bezwarunkowej pomocy, ale adopcji.
Stanowczo
za dużo refleksji, rozważań, rozdartych emocji, powikłanych wniosków. U
czytelnika. Bardzo ważna to rola „Ceny”. Ale jaka jest u Ocalałych? Tego nie
zapominajmy.
___
[1] „Wstęp” w: Anna Bikont, „Cena: W poszukiwaniu żydowskich dzieci po wojnie”, Wydawnictwo Czarne, 2022, s. 7.
[2] Anna Bikont, „Cena: W poszukiwaniu żydowskich dzieci po wojnie”, Wydawnictwo Czarne, 2022, s. 31.
[1] „Wstęp” w: Anna Bikont, „Cena: W poszukiwaniu żydowskich dzieci po wojnie”, Wydawnictwo Czarne, 2022, s. 7.
[2] Anna Bikont, „Cena: W poszukiwaniu żydowskich dzieci po wojnie”, Wydawnictwo Czarne, 2022, s. 31.
Komentarze
Prześlij komentarz