Michał Wójcik, „Rywka: Śmierć ze złotym warkoczem: Gry wojenne polskiego podziemia”, Wielka Litera, 2024
Nie pytałem, a nikt nie zamierzał mi
opowiedzieć. Wędrując od Starego Miasta po kres Nowego Świata i wracając
Alejami Jerozolimskimi szlakiem księgarń i antykwariatów, później zaś czyniąc
swoim celem wielki warszawski Empik, nie zwracałem na nią uwagi, może wzrok
prześlizgiwał się jeno, gdy stałem na przystanku autobusowym. Może po prostu
traktowałem ją jako jedną z pamiątek powojennych zburzonej stolicy i wspomnień
odbudowanych pomnikami, tablicami wmurowanymi w chodniki i ściany domów, gdzie
często leżały znicze, kwiaty, wieńce, wstęgi. Przy mozaice, której Rywka jest
częścią, ich nie było. Nie potrafiła otrząsnąć się z wielkomiejskiego brudu,
kurzu, hałasu. W wolnej, demokratycznej, kapitalistycznej Polsce kolorowymi
kawałkami spadała na chodnik. A przecież przetrwała Marzec ’68, bo władza
ludowa, jak pisze autor Michał Wójcik, lubiła się przyglądać z okien domu
partii równie ludowym bojownikom. Najpierw komunistyczni sekretarze szukali z
Rywką kontaktu wzrokowego, żeby podbudować wartość swojej historii. Potem Rywka
patrzyła, jak u jej stóp przesuwają się kilkukrotnie agresywne marsze
niepodległościowe. Cóż za przykry i smutny spektakl! Tym bardziej, że Rywka
Tajtelbaum urodziła się ledwie rok przed odzyskaniem przez Polskę
niepodległości, na niecałe dwa tygodnie przed dniem obchodzonym jako święto
narodowe. „Różne relacje i opracowania zgodne są tylko co do dnia i miesiąca:
31 października. Ale już rok pozostaje nierozstrzygnięty. Raz to 1917, innym
razem 1918. Tak jakby już w samej dacie jej przyjścia na świat zawarty został
symboliczny dylemat. Czy narodziła się i działała pod szczęśliwą gwiazdą
rewolucji październikowej, czy może odzyskania przez Polskę niepodległości?
Rozstrzygający powinien być akt urodzin. Ocalał. Znajduje się w Archiwum
Państwowym w Łodzi. O dziwo, nie pozostawia wątpliwości: dziecię płci żeńskiej
z ojca Icka Majera Teitelbauma przyszło na świat 31 października 1917 r. o
godz. 7.00 rano” [1].
Czytając opowieść o Rywce, w pewnym momencie
zacząłem zwracać bardziej baczną uwagę na przypisy i zerkać częściej do
bibliografii. Fraza, której chciałem użyć, że dopiero książka Michała Wójcika
„Rywka: Śmierć ze złotym warkoczem: Gry wojenne polskiego podziemia” odkurzyła
pamięć o bohaterce, nie znajduje tak do końca uzasadnienia. Opublikowane i
dostępne publicznie biografie, monografie, opracowania, wspomnienia, relacje i
pamiętniki wymienione są na czternastu stronach. Często w tekście cytowane
fragmenty „Lat walki” Stanisławy Sowińskiej-„Barbary” pochodzą z 1966 roku, książka kilku autorów
„Kwestia charakteru. Bojowniczki z getta warszawskiego”, w której Patrycja
Dołowy poświęca rozdział Niucie Tajtelbaum, ukazała się w ubiegłym roku. Trzy
lata temu na „Patelni” przy stacji Metro Centrum powstał mural upamiętniający
kobiety walczące w warszawskim getcie, oczywiście także Rywkę. Dziewczyna ze
złotym warkoczem zatem istnieje, łączy walkę lewicowców z gettem warszawskim,
miejską partyzantkę z wyzwoleniem Polski spod okupacji, szalone napady
rabunkowe (czyż nie przypomina to historii sprzed odzyskania przez kraj
niepodległości?) z ponurymi wyrokami śmierci na hitlerowcach i ich
współpracownikach, Żydów z Polakami w końcu. Dlaczego więc książkę Wójcika
czyta się tak dobrze, jest tak niezwykle
interesująca, skąd ten cień smutku, czasami dziwnej dezaprobaty oraz uczucia,
że coś było ukryte, a przynajmniej niedopowiedziane? Wszystko przez jeden z
podtytułów. Rzecz w tym drugim, czyli mniej znaczącym. Bo czyż można zamiast
bohaterki wojennej, ofiary, legendy, bojowniczki z getta warszawskiego,
zabójczyni, której bali się Niemcy, uczynić politykę najważniejszą? Nie mogę
pozbyć się wrażenia, że polityka polskiego podziemia czasów okupacji i Niuta
Tajtelbaum nie tyle się uzupełniają i przenikają, ile tworzą nierozerwalną
całość. Spoglądam na spis treści. Książka podzielona jest na cztery części,
których tytuły odnoszą się do bohaterki, ale rozdziały to przestrzeń, w której
Rywka znika lub pozostaje w cieniu, ponieważ wielka historia i polityka ją
marginalizują. Ludzie, w przeważającej liczbie mężczyźni, umundurowani, z
wysokimi szarżami albo w garniturach pod krawatem, o życiorysach przedwojennych
i ze stażem w politycznych organizacjach, przygotowywani za granicą, zrzucani
ze spadochronem, niektórzy częściej siedzący przy stołach z mapami, odezwami,
manifestami, delikatnie odsuwają Rywkę na bok, żeby za chwilę zażądać jej
uczestnictwa w wydarzeniach, z których każde może być ostatnie w życiu
dziewczyny. Mężczyźni od polityki decydują o każdym dniu, miejscu pobytu i celu
działania. To oni tworzą plan miasta i wyznaczają ulice, którymi Rywka
przechadza się wolno w eleganckim futrze bądź biegnie ku lipcowi 1943 roku.
Po wielu dniach od lektury zostają we mnie trzy obrazy, wyobrażone na
podstawie treści książki czarno-białe filmy. W jednym nie ma Rywki, Niuty
Tajtelbaum o pseudonimach „Wanda” i „Wanda Witwicka”. To dokument o politykach i wojskowych. Wielu
zapamiętałem na zawsze. Począwszy od szkoły podstawowej. Nie tylko z lekcji
polskiego i historii, ale ze zdjęć powywieszanych na ścianach klas. Kolejni
przyszli wraz z dalszą edukacją, i obligatoryjną, i fakultatywną. A lista
wydłużyła się, gdy w końcu przemogłem się, żeby historię drugiej wojny
światowej, szczególnie straszliwą w Polsce, wraz z Żydami, Zagładą, gettami,
obu powstaniami warszawskimi, potraktować jako rzecz ważną dla rozwoju
kulturalnego, społecznego i jakiego tam jeszcze można sobie wyobrazić w
kontekście dorosłości. Za kolejny obraz nie wiem, do kogo mam mieć pretensję i
żal. Do Michała Wójcika? Że Wanda Witwicka wyobraża mi się w jasnym prochowym
płaszczu, przewiązanym w pasie, z dłonią ukrytą po części w przydługim rękawie,
po części w kieszeni, niewątpliwie zaciśniętą wokół pistoletu. I beret! Beret
na jasnych włosach! Jak w filmach, od których nie można było uciec przez lata
PRL-u. Wanda pojawia się za plecami faszystowskich zbrodniarzy, na chodnikach,
w tramwajach, warszawskich kawiarniach, w kinach. Staje twarzą w twarz ze swoją
ofiarą, gdy otwierane są drzwi mieszkań, zajętych przez Niemców, polskich i
żydowskich współpracowników okupanta. Gdzie zatem jest elegancka młoda kobieta
w futrze? Dziewczynka, prawie dziecko o uroczej, wzbudzającej zaufanie
twarzyczce, z zarzuconym na ramię warkoczem? Obdarta, pewnie brudna,
wychudzona, głodna, zdesperowana ofiara Holokaustu? Życzę sobie, żeby właśnie
za sprawą takich pozycji, jak książka Wójcika zmieniały się nasze własne,
osobiste obrazki z kart ważnej i bliskiej nam historii. I ten trzeci w końcu
film, w którym bierze udział dwadzieścioro ośmioro aktorów, kobiet i mężczyzn.
Autor pisze o nich, przedstawiając jak w dramacie, na dwunastu stronach wstępu.
Większość z nich widzimy na zdjęciach. Nieliczni przeżyją. Najczęściej datę
śmierci wyznacza wojna: czterdziesty trzeci, czwarty, piąty rok… To członkowie
do zadań specjalnych (likwidacja, pozyskiwanie pieniędzy i broni) SG GL –
Specgrupy im. Ludwika Waryńskiego, trzech kolejnych składów. Członkinią
pierwszego była Rywka Tajtelbaum. Samo to, że składów było kilka, jest
przerażająco smutne. Podobnie jak brak dokładnej daty śmierci. I miejsca. To
ich dzieje są kanwą opowieści Michała Wójcika. Biografie przedwojenne, rola w
organizacjach, partiach, walka o życie i niepodległość. Opowieść o zemście i
klinczu pomiędzy komunistycznym podziemiem a Armią Krajową, ale i próbach
współpracy i jej zrywaniu z powodu innych wizji Polski powojennej, wzajemnym
szpiegowaniu i niestety donoszeniu, gdy obok trwała Zagłada, powstanie w getcie
i jego likwidacja. Członkowie Specgrupy mieli rodziny. Wójcik nie unika
pokazywania bojowników jako ludzi żyjących także w tym drugim świecie. Tyle że
owego świata jest bardzo mało. To już tylko spopielałe skrawki czegoś dawnego,
kurczowe trzymanie się umykającego w cień ogniska domowego, wykonywanego
zawodu… Oczywiście w grupie specjalnej byli i ludzie, którzy w Polsce Ludowej
odegrali znaczącą rolę. Czasami niechlubną, może trudną w ocenie.
Najwięcej miejsca poświęca autor, rzecz jasna, tytułowej bohaterce. Znamy
jej pochodzenie, dzieciństwo, młodość, relacje rodzinne. Michał Wójcik
zastanawia się, dlaczego pochłonął ją komunizm. Z czego wynikała jej niezwykle
zimna, agresywna postawa wobec osób, które miała zlikwidować? Także Żydów.
Omawia jej kolejne krótkie losy, które zawarły się w późniejszej legendzie.
Stara się zbudować wieloznaczny obraz Rywki, kobiety, która poświęciła się
walce całą sobą, ale z jednej strony godziła się na podporządkowanie rozkazom,
wytycznym, kierunkom, idei, polityce, z drugiej zaś potrafiła wyrzec się roli
komunistycznej bojowniczki, żeby udzielać pomocy po drugiej stronie getta,
wielokrotnie przekraczać jego mury, ryzykować utratą rangi legendarnej,
nieugiętej, bezkompromisowej likwidatorki, przed którą drżą okupanci. Tak
ważnej dla lewicowego podziemia.
Jest coś niebywale smutnego i wzruszającego, choć i w jakimś sensie
budującego ze względu na nieznikającą wbrew pozorom, a wręcz trwającą pamięć, w
tym, że opisywane przedwojenne losy Żydów toczą się kolejami niespecjalnie
różniącymi się, poza znanymi z historii wyjątkami, od życia pozostałych
obywateli Europy. Świat, w którym poznajemy ich tradycje, zwyczaje, obrzędy,
stosunek do pracy, społeczeństwa, wykształcenia jest niezwykle interesujący,
bez względu na to, czy owi żydowscy obywatele, w tym przypadku Polski, są zasymilowani,
czy też stanowią odrębną kulturowo i religijnie grupę. A potem następują obrazy
ruin, zwłok, gett, obozów zagłady. To tworzy niezwykły, uwierający ciągle
dysonans, który przekłada się na Niutę Tajtelbaum. Bogata rodzina w Łodzi i
komunizm. Zabójczyni o twarzy dziecka. Łączniczka między gettem a aryjską
Warszawą. Odważna i silna do granic możliwości kobieta albo popadła w depresję
i marazm wycieńczona walką dziewczyna w obliczu Zagłady. Ileż przeciwieństw w
tak młodej dziewczynie! Nie jestem w stanie znaleźć jednej Rywki. Tym bardziej,
że Michał Wójcik nie ułatwia sprawy, ponieważ sam zadaje dość sporo pytań
wynikających z cytowanych i opisywanych przezeń materiałów. Ale zastanawiam
się, czy przemierzając ulice Warszawy w celu wykonania bojowych zadań Wanda
Witwicka myślała o powrocie do getta, z którego została skierowana właśnie na
aryjską stronę, Zagładzie, obozach.
Wiele stron „Rywki” przedstawia Polskę, przedwojenną i w trakcie
okupacji, w której ścierają się różne wizje dominujących partii. Czytelnik
śledzi walkę polskich komunistów o zdobycie znaczenia w kraju. Nie jednorodnych
w idei, ale spierających się, jednych rozpychających się, innych gaszonych ręką
ze Wschodu. Po lewej stronie wrze. Michał Wójcik pokazuje najważniejsze
partyjne postacie, omawia ich znaczenie i drogę, która na kilka lat zostaje
zawalona gruzowiskiem wojny. Niektórzy nie dotrwają jej końca. Zostają
pogrzebani gdzieś na poboczu. I nie stoją za tym okupanci. Razem z autorem
zastanawiamy się, jak to się stało, że znaczenie i władzę, najpierw w partii,
potem w Państwie, zdobywają niekoniecznie najsilniejsi, najzdolniejsi,
najbardziej inteligentni. Na czyich plecach i popychani czyimi rękoma zaszli
tak daleko? Jak mogłyby wyglądać pierwsze lata powojennej Polski, gdyby wielu
innych nie padło ofiarą zamachu czy donosu? Pośród wielu nazwisk, pseudonimów,
zdarzeń z dokładnymi datami, podczas których znaczenie miały godziny i minuty ,
wyłania się druga wojna (autor nazywa to grami wojennymi polskiego podziemia),
prowadzona nie z okupantem, w której hitlerowcy byli traktowani jako swojego
rodzaju narzędzie. W pewnym sensie Michał Wójcik przedstawia Polskę, jaką
często widzą publicyści polityczni. Miejsce w środkowo-wschodniej Europie
pomiędzy dwoma mocarstwami, gdzie ścierają się przeróżne interesy,
wykorzystujące słabość polskich elit. Czyż przypomina to nie tylko czasy
Sanacji?
___
[1] Michał Wójcik, „Rywka: Śmierć ze złotym warkoczem: Gry wojenne polskiego podziemia”, Wielka Litera, 2024, s. 93-94.
Komentarze
Prześlij komentarz