Teatr Jaracza, „Wszystko na darmo”, 17 sierpnia 2024 roku

Powieść Waltera Kempowskiego „Wszystko na darmo” można podzielić na dwie części, które nie są formalnie oznaczone przez autora w spisie treści. Pierwsza dzieje się w majątku Georgenhof w Prusach Wschodnich, kilka kilometrów od miasteczka Mitkau, druga na uchodźczym szlaku ku Zalewowi Wiślanemu w obliczu nadchodzącej Armii Czerwonej. Mimo pewności, że miejscem sztuki będzie dwór von Globigów, pozostawało zagadką, jak reżyserzy Weronika Szczawińska i Piotr Wawer jr odnajdą w spektaklu część drugą powieści. Na scenie występuje sześcioro aktorów, grających trzynaścioro postaci. Pośród nich są mieszkańcy dworu, odwiedzający Georgenhof goście, czyli mieszkający w pobliżu swego rodzaju „przyjaciele domu”, oraz uciekinierzy przed Armią Czerwoną.
 
Znając powieść wiemy, że rzecz dzieje się w styczniu 1945 roku. Czujemy kres dotychczasowego życia w niemieckich Prusach Wschodnich. Odsłaniając scenografię twórcy od razu epatują atmosferą tamtych dni. Widzimy meble i sprzęty, które pozbawione są fragmentów. Zdekompletowane krzesła, fotele, stół, regał. Nie stoją, lecz jakby walczą o swoje życie. Jeszcze zdają się być gotowe do użytku, proszą o to, żeby właściciele ich nie porzucali. Dekoracja nie jest martwa, zrujnowana, zniszczona do szczętu. To nie Sowieci najechali Georgenhof, to mieszkańcy podświadomie szykują się do ucieczki, choć nie do końca o tym jeszcze wiedzą, jeszcze nie spakowali walizek. Wypowiadane dialogi i zmiana ról przez aktorów łączy się ze zmianą miejsca na scenie, ale nie tylko ich, również sprzętów. Każda postać łączy się z co rusz z innym meblem. Zastępuje nogę dla stołu, siadając w fotelu jest równoważnikiem, podtrzymuje regał, w końcu jest gwoździem na ścianie dla obrazu. Pewien szczegół przykuwa tutaj uwagę. Mianowicie, pośród drobiazgów scenografii odnajdujemy wzrokiem figurkę psa, jamnika – podpórkę dla książek. Oczywiście jamnik jest przecięty, przedzielony, tak, żeby między jego dwiema częściami postawić woluminy. Niby nic szczególnego, ale jak mocno, przeraźliwie komponuje się z ubytkami pozostałych elementów dekoracji! Czy nie przypomnimy sobie o nim, gdy w dalszej części spektaklu na pianinie będzie grał jednoręki kapral, a cioteczka, jedna z głównych bohaterek u Kempowskiego, będzie leżała na drodze z oderwanym ramieniem, jako ofiara bombardowania uchodźców?
 
Dialogi, najpierw między mieszkańcami i ich stałymi gośćmi, potem przybyłymi do Georgenhofu uciekinierami, dotyczą oczywiście zbliżającej się Armii Czerwonej, są komentarzami do tego, co widać i słychać za oknem. Dowiadujemy się z nich o dotychczasowym życiu bohaterów. Takim, którego nie dotknęła wojna. Stąd i zdziwienie, gdy jeden z uchodźców wzmiankuje o mordowaniu więźniów i obozach koncentrujących. Wypowiadane kwestie są dość krótkie. Pobudzają naszą wyobraźnię. Tym bardziej, że w scenariuszu znajdują się sugestywne kwestie powtarzane wielokrotnie przez bohaterów, jak chociażby słowa cioteczki: „To wszystko nie takie proste…” bądź pytanie kierowane do Petera przez nauczyciela doktora Wagnera. Dodają dramatyzmu, na chwilę wstrzymują akcję, wzmagają świadomość poczucia zagrożenia w Georgenhofie. A dzięki niewielkiej scenie, na której aktorzy poruszają się wraz z meblami, znikają za ich fragmentami, jakby starając się znaleźć kryjówkę, dworek staje się mały, jest nagle niewielką przestrzenią, w której muszą ścieśnić się ludzie, bo wokół kilkunastostopniowy mróz, zawieja, huk dział, chrzęst gąsienic, opary z diesli, warkot samolotów.
 
Reżyserzy spośród wielu postaci występujących w książce wybrali te, których pominięcie zachwiałoby fabułę. Wszyscy odwiedzający Georgenhof i jego mieszkańcy musieli pojawić się na scenie. Szczególne znaczenie dla tego dramatu ma stałość, która nie wiąże się z biernością. Przypominamy sobie powtarzalne kwestie, ale nie tylko w nich rzecz. Doktor Wagner przychodzi codziennie o tej samej godzinie nauczać i wychowywać dwunastoletniego Petera. Na scenie w zasadzie tylko siedzi przy stole od strony, gdzie meblowi brakuje fragmentu. Wagner go podtrzymuje. Zdaje się być do niego przywiązany, ba! prawie że z nim scalony, tak jak związany jest ze swoją zmarłą matką, z Mitkau, ze szkołą, uczniami i Georgenhofem. Postać charakterystyczna dla przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku. Nie tylko na ziemiach niemieckich. Nie siedzi za to cioteczka. Większość czasu w ruchu. Stojąc przy stole wyciera sztućce albo chodzi po scenie podtrzymując kolejne meble, przestawiając sprzęty, porządkując, sprzątając. Nie wszystkie role uchodźców uczyniono charakterystycznymi. Przykuwały uwagę skrzypaczka i baron. W atmosferę domu, ni to kafkowską, ni to schulzowską wnieśli szaleństwo, egotyzm, ekscentryczność. Ich kwestie były wypowiadane głośno, tonem dalece odbiegającym od tego, który dotąd słyszeliśmy ze sceny. Pozostałe postacie nagle odsunęły się pod ściany, jakby zmartwiały, zrosły się z meblami. Jeżeli pozostali goście wnieśli do Georgenhofu to, co do tej pory pozostawało za drzwiami, które mieszkańcy zamykali na klucz, czyli niepewność, niepokój, zapowiedź zagrożenia, to panna Gizela Strietzel i bałtycki baron wdarli się kolorowym rozkrzyczanym korowodem, który zdaje się być okrutnie radosnym prologiem nadchodzącej ruiny dotychczasowego życia szlachty pruskiej. Niewątpliwie równie ważnym symbolem jest Żyd, którego ukrywa Katharina von Globig, ale choć znaczenie jego jest ogromnie, szczególnie dla dramatu pani Georgenhofu, to na scenie brakuje wyeksponowania tegoż. Podobnie jest z postaciami w powieści kluczowymi, czyli pastorem Brahmsem i burmistrzem Sarkanderem, o których się jedynie wspomina.
 
Książka Waltera Kempowskiego wypełniona jest fragmentami poezji i piosenek patriotycznych, filmowych, kantat bachowskich, librett oper Wagnera. W przypisach znajdujemy oryginalne tytuły, autorów i krótkie informacje. Owe liryczne fragmenty komponują się z akurat podejmowaną tematyką w fabule. Uzupełniają ją, podkreślają, czy nawet dyskutują, na przykład wtedy, gdy Kempowski zdaje się zarzucać, ile z wielkiej niemieckiej dziewiętnastowiecznej sztuki przywłaszczyli sobie naziści. Reżyserzy spektaklu nie zapomnieli o tych cytatach. Jednakże nieco inaczej je wykorzystali. Mianowicie ze sceny usłyszeliśmy oryginalny, niemiecki tekst. Chyba należy to zrozumieć jako podkreślenie umiłowania sztuki pośród mieszkańców Georgenhofu i szerzej w dworach i pałacach Prus Wschodnich, która uprawiana była tylko i wyłącznie dla niej samej, a nie dla propagandy i ideologii hitlerowskiej. Czy zatem jest to ostatni przejaw aktywności sztuki i kultury w tym miejscu? Czyż nie podobny wyraz ma krzyk pawia kilkukrotnie przeraźliwie intonowany przez Katharinę jako symbol śmierci? Paw umiera z zimna… Kolejny „mebel’, „sprzęt” jest zatem zniszczony, połamany. Odchodzi w niepamięć część Georgenhofu.
 
Tuż po wejściu na scenie, podobnie jak w książce, przedstawiane są poszczególne osoby. Z tą jednak różnicą, że w spektaklu czynią to oni sami. Na razie nie dostrzegamy, że rolę narratora przejmuje Peter von Globig, grany znakomicie przez blondwłosą aktorkę. Peter w zasadzie przez całe przedstawienie znajduje się z przodu sceny. Głos zabiera częściej niż inni. A wypowiedzi ma o wiele dłuższe. To postać ubrana na czarno. Sugeruje rzecz jasna żałobę, smutek ocaleńca. Pozostali mają stroje kolorowe, w jakiś sposób odzwierciedlający garderobę tamtych czasów, tamtych ziem, idei i zawodów. Tyle że sprawiają wrażenie zaniedbania. Tak jakby już nie byli we dworze, ale pośród uchodźców na drodze ku Zalewowi Wiślanemu. Gdy wszyscy aktorzy umierają, leżą na scenie, Peter staje się wyłącznym bohaterem drugiej części spektaklu. Reżyserzy zdecydowali się, że poza nim ocalonym jest tylko Drygalski. Dokładnie tak jak w książce. Godzimy się z tym, że reżyserzy zdecydowali, iż wszyscy, poza tymi dwoma, bohaterowie sztuki odchodzą wraz z Georgenhofem, Prusami Wschodnimi, pochłania ich mrok ze Wschodu zanim Peter opowie o szczegółach… Chłopiec stoi pośród ruin i zwłok. Nie ma znaczenia, jak długą drogę odbędzie, kto zginie po drodze i jakie nowe życie ma przed sobą. Ważne dla nas pozostaje to, co zostawił i to, że miejsce w barkasie oddaje mu nazista.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Michał Wójcik, „Rywka: Śmierć ze złotym warkoczem: Gry wojenne polskiego podziemia”, Wielka Litera, 2024

Patrycja Dołowy, "Pęknięte lustro: Próba portretu Adama Czerniakowa", Filtry, 2024

Teatr Iota, "Więcej niż wiatr", "Słowo o szczęściu"