Walter Kempowski, „Wszystko na darmo”, przeł. Małgorzata Gralińska, Art Rage, 2023,

 



W styczniu 1945 roku w Prusach Wschodnich temperatura spadła do około dwudziestu stopni poniżej zera. Lasów, pól, bagien prawie nie widać pośród zawiei. Słońce pojawia się rzadko. Porywisty, lodowaty wiatr i grube płaty śniegu nie zachęcają do wyjścia z małego dworku, wybudowanego obok zniszczonego w dziewiętnastym wieku przez Francuzów pałacu. Jednak rozpoczęta właśnie przez Armię Czerwoną ofensywa poruszyła falę uchodźców, której pierwsze forpoczty zaczęły pojawiać się u drzwi Georgenhofu, rodzinnego majątku von Globigów, wilhelmińskiej szlachty urzędniczej. „Rodzina otrzymała tytuł w 1905 roku. Stary pan von Globig przed pierwszą wojną światową nabył majątek po dobrej cenie, a w czasie prosperity powiększył go o łąki i las” [1]. Zaśnieżone budynki dzieli od najbliższego miasteczka, Mitkau, jedynie kilka kilometrów. Odwiedzający dom von Globigów przychodzą stamtąd lub dopiero tam podążają, by później kierować się do Olsztyna, Elbląga, myśląc także o Królewcu, ponoć jeszcze nie zajętym przez Sowietów. To wojenni „ludzie w drodze”, „bieguni”, którzy najpierw nieśmiało pukają do drzwi, ostrożnie przekraczają próg, z pewnym lękiem rozglądają się wokół, bo być może wyczuwają niezadowolenie mieszkańców, by potem rozprawiać o sobie, nieskrępowanie sięgać po jedzenie, komentować, oceniać, perorować z niejaką wyższością, prosić o więcej w tonie coraz bardziej wymagającym. Mimo że mieszkańcy Georgenhofu potrafią się żachnąć albo uciec z towarzystwa, żeby zaszyć się we własnym pokoju, to podczas wspólnych posiłków niejeden raz dają się ponieść swobodnemu nastrojowi, co przeradza się w taniec, koncert skrzypcowy, czy długie opowieści spoza murów dworu. Przychodzą i odchodzą: ekonomista-filatelista, który opiera się na dwóch kulach, skrzypaczka o zepsutych zębach, malarz biegający po majątku, żeby podziwiać bądź deprecjonować wartość architektury i dzieł sztuki, co może przypominać wizytę niezbyt lubianych krewnych krytykujących wystrój domu, sposób życia właścicieli, ich wybory, wychowanie dzieci. Rzeczywiście, gdyby rozmowy nie dotyczyły zbliżania się Rosjan, gdyby za oknem nie słychać było warkotu silników samolotowych, gdyby na Wschód nie sunęły z chrzęstem gąsienic czołgi, gdyby tej zimy nie towarzyszył im ciągle zapach diesli… Można byłoby uznać tę pierwszą część opowieści Waltera Kempowskiego za obraz korowodu dziwnych postaci, które nagle zostały wyjęte ze społeczeństwa i kaprysem pisarza postawione na drodze w środku zimy, kilka kilometrów od Georgenhofu, z zadaniem rozruszania skazanych na siebie od wielu miesięcy mieszkańców dworu i dwójki pojawiających się prawie codziennie znajomych.
 
Rodzinę, służbę i owych „przyjaciół” Georgenhofu przedstawia Kempowski na początku książki, tak jak zapowiada się osoby dramatu. To, jak czują się w tym osobliwym czasie, będącym prologiem końca niemieckości w Prusach Wschodnich, opisane zostaje przez dialogi, myśli odkrywane słowami trzecioosobowego narratora lub poszczególnych postaci. Podobnie z ich przeszłością, do której autor sięga w sposób dość ograniczony, niekompletny, jakby chciał jedynie uzasadnić teraźniejsze postawy, wybory, zachowania bohaterów, szczególnie podkreślając samotność i niewątpliwie postawę wobec życia w nazistowskich Niemczech, czytelnikowi pozostawiając duże pole wyobraźni.
 
W Georgenhofie życie zdaje się toczyć trybem na razie nienaruszalnym. Dwa zdarzenia, które w innych, spokojnych czasach pewnie wywróciłyby do góry nogami relacje rodzinne, teraz wpisują się w powolną, mglistą, pozbawioną energii egzystencję, doskonale przenikającą się z namalowanym obrazem ciężkiej zimy. Właścicielka majątku, Katharina, unika towarzystwa. Twierdzi, że nie nadaje się do życia na wsi, nie chce doić krów, wolała pracować w księgarni. Symboliczne oporządzanie inwentarza to przebywanie na parterze, gdzie jada się posiłki i konwersuje, przebywa z resztą rodziny i pracownikami, zatem kobieta ucieka do własnej „księgarni”, małego mieszkanka na piętrze, do którego drzwi zamyka zawsze na klucz. Czy to tam pozwala sobie myśleć o zmarłej córce, której grobu w parku nie odwiedza?  Lub o mężu, przebywającym od wielu miesięcy we Włoszech nad Jeziorem Garda, gdzie zajmuje się wojskową intendenturą? Oba zdarzenia czy może fakty przywołują w Katharinie pewne słoneczne wspomnienia. Włoskie wakacje i jednodniowy wypoczynek nad Bałtykiem. Pierwszy budzi obawy i lęk o męża. Wyobraźnia podsuwa obraz Eberharda von Globiga z kieliszkiem wina w kobiecym towarzystwie oraz burmistrza Mitkau na plaży. Mimo że ten ostatni nie jest częstym gościem Georgenhofu, to odegra dużą rolę w dramacie Kathariny. W konstrukcji, którą Kempowski składa przez całą powieść, zostanie skonfrontowany z Eberhardem i Drygalskim. Trzej panowie są cały czas poddawani ocenie czytelnika. Oczywiście to skupienie na nich uwagi wynika z emocji Kathariny i poniekąd pozostałych mieszkańców dworu. Rzecz nie tylko jednak w uczuciach pani Georgenhofu, stosunku do nazizmu,  w końcu konformizmu. Autor odwołuje się do spraw o wiele większych. A ogromną rolę odegra  w nich syn Kathariny – dwunastoletni Peter, w którym chyba da się odnaleźć alter ego kilkunastoletniego Waltera Kempowskiego, niechętnego udziałowi w służbie Hitlerjugend. Zaś ocena czytelnika ulegnie diametralnej zmianie…
 
Część druga powieści, w żaden sposób formalnie niezaznaczona, skupia się na Peterze. Zanim zostanie on bohaterem, Kempowski przygotowuje czytelnika i mieszkańców majątku na to, co nieuniknione. Do Georgenhofu przybywają kolejni uchodźcy. Są już usankcjonowani administracyjnie. Częściej pojawia się na kartach książki Drygalski, jakby autor rozmyślnie przedstawiał tę postać, wydobywał ze śnieżnej zamieci, otrzepywał, rysował bardziej wyraźną kreską. Ostatni uciekinierzy przewracają dom do góry nogami. Wprowadzają swoje porządki. Nawet pokój Elfriede, córeczki Globigów, pozostawiony dotąd bez zmian, zostaje sprofanowany. Staje się to symbolem kresu Prus Wschodnich. Tak jak Sowieci niszczą dotychczasowy porządek, tak pamięć Elfriede zostaje zrujnowana. Spośród wielu innych mniej lub drobnych znaków upadku majątku  znaczenie ma także odkrycie w mieszkaniu Kathariny schowka, w którym gromadziła dobra przesyłane przez Eberharda. Papierosy, czekoladę, włoskie wino, kawę. Nie ma zatem do czego wrócić. Tyle że jeszcze nikt nie odchodzi, mimo iż za oknem widać na drodze, oddzielającej majątek od nowego, czystego, znakomicie zaplanowanego narodowosocjalistycznego osiedla, ciemny, powolny sznur uchodźców, piechotą, na wozach zaprzęgniętych w konie, ludzi ciągnących sanki… Walter Kempowski przyprowadza w końcu do Georgenhofu Żyda. Cicho, nocą, po sztachetach. Żyd, czyli ktoś, kto w Trzeciej Rzeszy nie ma już prawa do życia, odbiera synowi matkę. Autor w wyjątkowo dramatyczny sposób przywraca symbolicznie nazistowską retorykę, żeby pokazać absurdalność tamtego czasu. Zerwane więzy z matką, choć nie były nacechowane miłością, są początkiem krótkiej odysei Petera.
 
Peter von Globig ma nadzieję. Być może mają i ci, z którymi wyruszył w drogę. Czytelnik na pewno nie ma wątpliwości, bo z więzienia za ukrywanie Żyda w nazistowskich Niemczech, nawet w Prusach Wschodnich i w obliczu wkroczenia Armii Czerwonej, się nie wychodzi. Utrata matki powoduje lawinę. Odchodzą kolejni bliscy. Bez względu na to, czy jest to cioteczka, domowy nauczyciel doktor Wagner, polski pracownik Włodzimierz, ukraińska kucharka… Peter spogląda na nich wszystkich z perspektywy uchodźczej drogi. Niektórzy tam zostają, innych składa się w kościele, gdzie i tak dociera śnieg przysypując zwłoki, jak na szlaku nad Zalew, jak pociągowego konia, ulubieńca rodziny.
 
Peter zdaje się dojrzały. Ale to nie ucieczka go takim uczyniła. W Georgenhofie wcale nie był inny. Trudno orzec, do czego Kempowski się odwołuje, tak Petera przedstawiając. Tak zwane „pruskie wychowanie”, „pruski dryl”, symbolizowane przez Eberharda? Oschłość Kathariny? Przyklasztorne gimnazjum? Ale przecież od ponad pięciu lat trwa wojna. Tyle że niezbyt widoczna w Georgenhofie i Mitkau. O obozach koncentracyjnych, strzelaniu do więźniów tutaj się nie rozmawia. Gdy padają głośne słowa o takich wydarzeniach, reakcją są zarzuty o kalaniu Trzeciej Rzeszy i Führera. Peter w drodze nad Zalew zdaje się być jednocześnie jednym z uchodźców, którzy przybywali do jego domu, jak i swoim ojcem, który pełnił w niemieckich siłach zbrojnych funkcję sonderführera. Czy można zatem, widząc upadek Georgenhofu i niemieckich Prus Wschodnich, patrzeć na Petera jak na tego, który popłynie do Danii, zajmując na statku miejsce oddane mu przez nazistę, żeby ocalić to, co zostało mu przekazane i przez lata wychowania w Georgenhofie, i wniknęło w niego w styczniu 1945 roku?
 
We „Wszystko na darmo” jest mnóstwo powtórzeń. Główni bohaterowie ponawiają po wielokroć swoje kwestie.  Być może symbolizuje to próbę utrwalenia odchodzącego świata. Albo podkreślanie wagi istniejącej sytuacji, lęków i obaw najważniejszych postaci książki. Od symboliki w powieści aż się skrzy. Kempowski zmusza czytelnika do przystawania, szukania w pamięci odniesień, powrotu do czasów II wojny światowej, lecz przede wszystkim zastanowienia się nad podnoszoną od dłuższego już czasu tragedią wypędzanych niemieckich mieszkańców Prus Wschodnich, ich dramatu w obliczu sowieckiej wyzwoleńczej agresji, kwestią ofiar po tej drugiej stronie wojny, po której dotąd ponoć ich nie było. Gdy na ostatnich stronach książki autor konfrontuje w niebywały sposób postawę nazisty z wcześniejszym zachowaniem pruskiego oficjela, w którym tyle nadziei pokładała Katharina, nie sposób nie pomyśleć o tym, jak wojna zmienia postawy ludzi i oceny wobec nich współczesnych. Warto zapamiętać burmistrza Sarkandera, tak bliskiego Katharinie i starszego nadzorcę Drygalskiego. Im w dużej mierze zawdzięcza czytelnik, że odbiór powieści Waltera Kempowskiego nie jest jednoznaczny.
„Za rufą łodzi utworzyła się półkolista fala. Wśród ludzi na pokładzie Peter dostrzegł pana Drygalskiego w brązowych butach z cholewami. Stał z przodu, tuż obok marynarza sterującego barkasem. W tej samej chwili Drygalski również zauważył chłopca, pokazał na niego i powiedział coś marynarzowi, który podpłynął natychmiast pod samo nabrzeże. Nadzorca wyskoczył, wszedł pomiędzy ludzi – ci zrobili krok do tyłu, krzycząc «nie!» - a potem wszystko potoczyło się szybko, Drygalski wepchnął Petera na łódź, sam zaś został na brzegu. Czy pomachał jeszcze chłopcu? Czy teraz już wszystko dobrze?” [2].

___
[1] Walter Kempowski, „Wszystko na darmo”, przeł. Małgorzata Gralińska, Art Rage, 2023, s. 8.
[2] Tamże, s. 364.

 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Michał Wójcik, „Rywka: Śmierć ze złotym warkoczem: Gry wojenne polskiego podziemia”, Wielka Litera, 2024

Patrycja Dołowy, "Pęknięte lustro: Próba portretu Adama Czerniakowa", Filtry, 2024

Teatr Iota, "Więcej niż wiatr", "Słowo o szczęściu"