Agatha Christie, „Mężczyzna w brązowym garniturze”, przeł. Beata Długajczyk, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2014
Fabuła
powieści przygodowej nie powinna toczyć się w jednym miejscu, szczególnie w
takim, które znane jest dobrze czytelnikom, będącym rodakami autora. Sugerowane
są odległe kraje, zamorskie ziemie, w których bohater będzie się czuł nieswojo,
odbiorca zaś zaintrygowany. Zasadę tę stosowali klasycy, Juliusz Verne i Robert
Louis Stevenson. Najlepiej, gdy bohater przez kaprys losu zostanie nagle
wyrwany z miejsca urodzenia i wychowania i od razu dotkną go przykrości. W
końcu ma być niedoświadczony, słaby, żeby w miarę postępu akcji mężniał, stawiając opór
straszliwym wydarzeniom i prześladowcom. Podróż morska na drugi koniec świata
wydaje się dla takiej fabuły wymarzona.
Stworzywszy
wcześniej jakieś trzy powieści kryminalne i jeden zbiór takichże opowiadań, w
1924 roku królowa kryminału napisała powieść sensacyjno-przygodową, która
niekoniecznie mogłaby być polecana dla młodzieży. Chociaż pewne drobiazgi
sugerować mogą inaczej. Bohaterką „Mężczyzny w brązowym garniturze” jest młoda
dziewczyna, która ledwie osiągnęła pełnoletność. Nie bardzo zainteresowany jej
wychowaniem ojciec umiera (dziewczyna oczywiście straciła matkę, gdy była
dzieckiem), zostawiając ją z długami i bez krewnych. Marnym losem panny Anny
(teraz ronimy łzy na karty książki jak przy lekturze Dickensa i Brontë)
interesują się dojrzali panowie. Kawaler proponuje małżeństwo, zamężni pracę w
roli towarzyszki dla dam. Na szczęście panna nie ma ochoty pełnić roli
sterowanej przez hipokrytów wiktoriańskiej sieroty i pod wpływem „arcydzieła”
angielskiego kina lat dwudziestych pod tytułem „Pamela w niebezpieczeństwie”
chce urzeczywistnić marzenie, w którym z kłopotów ratuje ją silny, małomówny
Rodezyjczyk. Zanim jednak z dwudziestoma pięcioma funtami w kieszeni wyruszy na
podbój świata, trafia do rodziny doradcy prawnego swojego papy w Londynie,
gdzie mając spokój i opierunek, może zająć się poszukiwaniem odpowiedniej dla
siebie pracy. Ale nic z tego. Naznaczona piętnem przygody, staje się świadkiem
wypadku w metrze. Tam po raz pierwszy spotyka mężczyznę w brązowym garniturze.
Od tej chwili Anna Beddingfeld postanawia pomóc przypadkowi i zaczyna, będąc
wzorem dla stworzonej przez Agathę Christie rok później postaci lady Eileen
„Bundle” Brent, robić wszystko, żeby znaleźć się w centrum niebezpiecznych wydarzeń.
W końcu po kilkudniowej chorobie morskiej podróż „Kilmorden Castle” staje się
dla Anny prawie taka sama, jak dla Johna Cartera na SS „Campari” ze „Złotego
rendez-vous” MacLeana prawie czterdzieści lat później.
Rejs do Południowej Afryki trwa na tyle długo,
że Agatha Christie ma dość dużo czasu na przedstawienie czytelnikom szeregu
postaci, znajdujących się na pokładzie okrętu - który odgrywa rolę tak często
wykorzystywanego w powieściach kryminalnych, „zamkniętego pokoju” - a panna
Beddingfeld na poznanie i rozwijanie swoich podejrzeń,. Żadna z postaci nie
jest sztampowa. Wszystkie znakomicie oddają atmosferę towarzyską, społeczną i
polityczną ówczesnych imperialnych Wysp Brytyjskich. Jedna z nich może jednak
dodatkowo przykuć uwagę czytelnika, który nieco orientuje się w bohaterach
wykreowanych przez Christie. Napisała ona w 1925 i 1929 roku dwie powieści,
których akcja dzieje w jakiejś mierze w rezydencji Chimneys, stanowiącej własność
Clementa Edwarda Alistaira Brenta, lorda Caterham,
ojca wspomnianej nieco wyżej Bundle. Zatem w miarę uważny czytelnik zapewne
przypomni sobie, że lord Caterham zwykł bardzo sobie cenić spokój i
niewtrącanie się do jego spraw. Otóż podobną postawę prezentuje niejaki sir
Eustachy Pedler, którego, podobnie jak mężczyznę w brązowym garniturze,
poznajemy jeszcze na lądzie. Sir Eustachy jest interesujący nie tylko z tego
względu. Mianowicie, jest jednym z trzech narratorów i odpowiada za części
opowieści nazwane „Wyjątkami z dziennika sir Eustachego Pedelra, członka
Parlamentu”. Nie trzeba chyba dodawać, że jest narratorem pierwszoosobowym i
dzieli w ten sposób rolę z panną Beddingfeld, która przekazuje historię w
„Opowiadaniu Anny”: „Muszę przyznać, że posiadam wszelkie kwalifikacje, aby
sprostać temu zadaniu. Byłam zamieszana w całą sprawę od samego początku, przez
cały czas znajdowałam się w centrum wydarzeń, wreszcie triumfalnie
doprowadziłam ją do końca. Ponadto tak się szczęśliwie złożyło, że te epizody,
których nie mogłabym opisać na podstawie własnych przeżyć, doskonale uzupełnia
dziennik sir Eustachego Pedlera. Sir Pedler bardzo uprzejmie pozwolił mi
wykorzystać swoje zapiski” [1]. Ile ironii jest w ostatnim zdaniu cytowanego
fragmentu, czytelnik zrozumie dopiero pod koniec powieści. Ostatnim jest, może
nie wszechwiedzący, narrator abstrakcyjny, trzecioosobowy.
Zapiski obojga bohaterów realizują znakomicie koncepcję powieści sensacyjno-przygodowej. Nie dość, że opowieści i poczynania niektórych osób zaczynają wskazywać na całkiem inne ich role niż te, które oficjalnie odgrywają, to na dodatek jedna z opowiedzianych w towarzystwie historii może wpłynąć znacząco na pobyt większości pasażerów w Południowej Afryce.
Na „Kilmorden Castle” wydarzenia w mrokach nocy to zbliżają Annę Beddingfeld, to oddalają od wyjaśnienia zagadki związanej z połówką pewnej kartki i coraz gorzej wpływają na jej komfort emocjonalny i poczucie bezpieczeństwa. Pochłonięta rozważaniami, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem, w końcu wysiada w Kapsztadzie i od razu popada w jeszcze większe kłopoty. Dziewczęca naiwność, upór, pragnienie spotkania w końcu silnego, małomównego Rodezyjczyka, którego szuka w prawie każdym mężczyźnie, tropienie mężczyzny w brązowym garniturze natychmiast sprowadzają na nią niebezpieczeństwa: „Ja, dumna ze swej roli tropicielki, przeobraziłam się nagle w tropioną zwierzynę. Poczułam lęk. Po raz pierwszy zaczęłam tracić głowę. (…) Ze wszystkich stron otaczali mnie wrogowie” [2]. Co chwila wpada w pułapki i równie szybko się z nich uwalnia. Już jest w pociągu do Rodezji. Przed chwilą w więzach, za moment ironiczna, złośliwa i zuchwała. To nocleg w hotelu, to podróż samochodem do grobu Rhodesa. Budzi się na wysepce, położonej gdzieś w środkowym biegu Zambezi. Gdy nabierze sił, jest już inna. Przychodzi i miłość, i rozwaga, i rozwiązanie zagadki. Jednak zanim przygody skończą się definitywnie trafiamy za bohaterami do Kimberley i Johanesburga, miasta ogarniętego zbrojnymi zamieszkami.
Podróż Anny, biednej sieroty, która nie chciała mieszkać u obcych ludzi, jest dla dorosłego czytelnika wspomnieniami przygód, które dzielił z Jimem Hawkinsem, Robertem i Mary Grantami, czy Tomkiem Wilmowskim. Zwiedza te części świata, od których dzielą go tysiące mil morskich. Oczywiście Agatha Christie mniej miejsca poświęca urodzie przyrody, niż w klasyce gatunku, choć i tutaj zdarza się, że bohaterowie zachwycają się krajobrazem, który prawdopodobnie nigdy nie będzie naocznie dostępny czytelnikowi: „Nad wierzchołkiem Stołowej Góry żeglowały białe, wełniste obłoczki, do jej zboczy tuliło się uśpione miasto, wyzłocone promieniami wschodzącego słońca” [3]; „Najpierw cudowna sceneria doliny rzeki Hex, potem majestatyczny płaskowyż Karru, wreszcie rozległy horyzont Beczuany” [4]. Opisy jednak są krótkie. Przecież główną rolę gra sensacyjna intryga, którą pisarka prowadzi głównie za pomocą dialogów i notatek Anny oraz sir Eustachego. To z kolei zapewnia także odpowiednią, właściwą kryminałom Christie, dawkę humoru, wynikającą z portretów bardzo przerysowanych postaci, gdzie ironia i odrobina złośliwości przeplata się wręcz z komizmem. Niebezpieczeństwa na bohaterów sprowadza autorka nie tylko ze smakiem i elegancją (jak pisze o zbrodniach i ich wykrywaniu Boris Akunin na okładkach swoich książkach o przygodach Erasta Fandorina), ale pokazuje ich czytelnikowi jako przerażonych, przemoczonych, ledwie ocalałych z paszczy krokodyli, z twarzami osmalonymi dymem z pochodni.
___
[1] Agatha Christie, „Mężczyzna w brązowym garniturze”, przeł. Beata Długajczyk, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2014, s. 12.
[2] Tamże, s. 162.
[3] Tamże, s. 133.
[4] Tamże, s. 173.
Komentarze
Prześlij komentarz