Michał Paweł Urbaniak, "Niestandardowi", Mova, 2021
„Niestandardowi” powodują ból od pierwszych stron.
Michał Paweł Urbaniak zadaje cierpienie nadzieją, gdy bez żadnych
wcześniejszych wyjaśnień, podawania przyczyn czy zbudowania odpowiedniego
nastroju aranżuje spotkanie dwojga kompletnie obcych sobie ludzi. Ich
odmienność zdaje się na początku schematyczna, klasycznie romantyczna. Kobieta
i mężczyzna. Park, ławka, sierpniowe popołudnie. Kilka zdań, które jakby
niechcący, prawie niedostrzegalnie spodziewany przez czytelnika romans kobiety
z młodszym o kilkanaście lat mężczyzną zmienią w dramatyczny konflikt różnych
osobowości, nieprzystających do siebie światów, odległych o lata świetlne klas
społecznych, dwóch absolutnie różnorodnych wrażliwości kulturalnych. Króciutki
dialog na początku pierwszego rozdziału wwierca się w odbiorcę, powodując
dyskomfort. Za chwilę pojawi się wewnętrzne drżenie, znamionujące niespokojne,
niecierpliwe oczekiwanie na tragiczne wydarzenia, będące skutkiem przypadkowego
spotkania.
Ci czytelnicy, którzy pamiętają „Listę nieobecności”,
doskonale zdają sobie sprawę, że Urbaniak, podejmując temat skomplikowanych
ludzkich uczuć i emocji, nie zadowoli się i w tej powieści fabułą jednoznaczną,
przewidywalną. Zaskoczenie będzie niezwykle bolesne, wręcz okrutne, lecz jakże
realistyczne. Przecież autor, niezwykły galernik nadwrażliwości, jest
znakomitym obserwatorem, wręcz odkrywcą tego, co wydaje się niedostępne dla
nas, zapatrzonych w siebie, nie zwracających zbytniej uwagi na nieszczęścia
dziejące za ścianami domów, mieszkań, na ulicy wydającej się jedynie szlakiem,
który przemierza szary, bezkształtny tłum.
Jednym z baśniowych toposów jest wybór dróg. Bohater musi
zdecydować, którą ścieżką pójdzie, żeby osiągnąć cel wyznaczony mu zwykle przez
świat nadprzyrodzony: dobrą wróżkę, czarownicę, ducha opiekuńczego. Jeden trakt
jest szybki i łatwy do pokonania. U jego kresu znajduje się pozorny spokój. Ale
czy dający pełną satysfakcję? Drugi -pełen przeszkód, trudów, niebezpieczeństw,
wymagający odwagi i samozaparcia. Dotarcie do niego to ukoronowanie i wielka
nagroda. Dwójka głównych bohaterów „Niestandardowych”, Liwia Gawlin i Wiktor
Porocha, zostali postawieni naprzeciwko siebie, żeby dokonać wyboru. Każde z
nich jest dla drugiego postacią z innego świata. Wydaje się, że nieziemskiego,
cudownego, magicznego. Michał Paweł Urbaniak nie żałuje obydwojgu słów
wielkich, ważnych, wykraczających poza dotychczasowe ramy, charakterystyczne
dla środowiska, z którego pochodzą. „Nie jest tak, że twoje życie jest nijakie.
Może naprawdę tak ci się wydaje, ale się mylisz. Ty masz w sobie tajemnicę,
jakiś ból, ja wiem, wyczuwam takie rzeczy” [1], „Jakim cudem ja cię znalazłam!
Jesteś wspaniały! Och, Wiktorze… (…) Chciałabym cię tu mieć, jesteś taki
wrażliwy pod tą swoją zwyczajną powłoką” [2], mówi Liwia Gawlin. Nazywa go
szekspirowskim Kalibanem, porównuje do proustowskiego Marcela Swanna,
podkreślając u Wiktora brutalny prymitywizm i ukrywającą się pod nim delikatną
uczuciowość. Ten z kolei nie jest w stanie inaczej wyrazić swoich emocji, jak
tylko postawą wiernopoddańczą, służalczą, podporządkowaną. Podobnie jak kobieta
nim, i on jest zafascynowany Liwią. Brak elokwencji, erudycji, kultury, obycia
powoduje, że Wiktor potrafi wydusić z siebie jedynie słowa „kocham” i „miłość”,
chociaż wiele dzieje się w jego myślach, gdy przebywa samotnie w swojej
kawalerce. Oboje zdają sobie sprawy z dzielących ich sprzeczności. Widzą
trudności. Jednak gotowi są przekroczyć granice. Łączy ich jedno: nie są w
stanie przewidzieć tragicznych skutków. Na ich nieprzewidywalności, na ślepym
zaangażowaniu bohaterów autor buduje atmosferę nadciągającego dramatu.
Posługując się metaforą (a może raczej alegorią) spotkań grupy terapeutycznej,
wprowadza do nawiązanej na początku powieści relacji artystki-fotografki o
międzynarodowej renomie i menadżera sprzedaży w salonie sieci internetowej
szereg drugoplanowych postaci, które będą już do końca fabuły towarzyszyć Liwii
i Wiktorowi. One to właśnie podkreślają emocjonalny i tragiczny konflikt
przedstawicieli środowisk z dwóch stron nakreślonej przez Urbaniaka granicy.
Niestety, podział nie jest wyrazisty. Osoby, które choć z początku wydają się
jednoznacznie przypisane do określonych wcześniej kategorii (kulturalnej,
wykwintnej - Liwii i prymitywnej, kołtuńskiej, prostackiej, wręcz odzwierciedlającej
społeczne chamstwo - Wiktora), w trakcie rozwoju wydarzeń ukazują całkiem inne
oblicza, pozostawiając w ten sposób głównych bohaterów w jeszcze bardziej
doskwierającej samotności i poczuciu nieszczęścia, cierpienia oraz smutku.
Zabieg ten, niezwykle doskwierający czytelnikowi, sprzyja świadomości
cierpienia, znużenia, beznadziei, a także, co chyba najważniejsze u autora,
potęguje zbliżanie się eksplozji emocji i tragicznego finału.
Oczywiście, Michał Paweł Urbaniak nie poprzestaje na
opisywaniu wydarzeń w wąskim kręgu. Konflikty i nieszczęścia rozszerza na grupę
osób trzecich. Zatem nie tylko Liwia Gawlin i Wiktor Porocha posiadają
tajemnice rodzinne. Nie tylko tam rozwijają się destrukcyjne relacje. Nie
stamtąd jedynie pochodzą wspomnienia ciążące nad każdym kolejnym dniem życia.
Autor wyciąga je wszystkie na wierzch, żeby pokazać czytelnikowi deficyty
opisanych przez siebie postaci z każdego kręgu sceny „Niestandardowych”.
Tytułowy przymiotnik już nie tylko dotyczy wad i niedoborów fizycznych, tych
wstydliwych, żenujących, przekreślających - przynajmniej w mniemaniu
dotkniętych przez nie osób - normalne i szczęśliwe życie. Teraz jest krzykiem,
przeraźliwym wołaniem o pomoc, gdy poszarpane emocje, potłuczona wrażliwość,
pocięta na kawałki dusza pragną wydostać się ze szklanej kuli, rozwalić ścianę
niemożności, przecisnąć się boleśnie przez pręty klatki, do której zostali
wciśnięci przez swoich najbliższych, uważających, że o nich dbają, zapewniają
rodzinne, towarzyskie i społeczne potrzeby („On wygląda tak, jakby chciał się
wydostać z tej klatki, a się przecież nie wydostanie (…). Klatka wydaje się
taka bezpieczna, prawda? On nie pozna więcej świata, ale też nic mu nie grozi.
(…) Tylko że to akurat pozory. Tak naprawdę jest tu wystawiony jak przekąska
dla jastrzębia!” [3]). Liwia Gawlin obiecuje niestandardowym terapię. Inną,
nieschematyczną, niezwykłą. Drogę trudną, pełną wyzwań fizycznych i
psychicznych, ale i przepełnioną niespodziankami. A te według niej są miłe,
przyjemne i w związku z tym oczekuje nie tylko uznania i podporządkowania dla
swojego projektu, w który zaangażowani są niestandardowi, ale i wdzięczności.
Zamiast tego rozbudza to, co może powinno być ukryte. Groźne, niebezpieczne,
potworne, złowrogie.
W baśni, gdy bohater wybiera drogę trudniejszą, pod
górę, otrzymuje przestrogę, żeby nigdy, ale to przenigdy, pod żadnym pozorem,
bez względu na to, co usłyszy czy poczuje, nie obejrzał się za siebie. Gdy to
zrobi, zamieni się w głaz. Kto w „Niestandardowych” się przestraszył? Kto się obejrzał?
Najłatwiejszą odpowiedzią będzie, że każdy. Jednak Urbaniak podsuwa inne
pytanie: kto jest winien tragediom? Nie tym, które noszą w sobie ludzie od
urodzenia lub nieszczęśliwego wypadku, lecz dramatowi niepowodzenia, chociaż
złożona została obietnica, że będzie odwrotnie. Przyrzeczenie miało dać siłę,
wytrzymałość i pewność siebie. Świat sztuki, drogie restauracje, czerwone wino,
teatr, spotkanie wigilijne, rozmowy nasycone słownictwem dotąd przez
niestandardowych nieużywanym, a często nawet im nieznanym miały spowodować, że krainę
bólu fizycznego i psychicznego zostawią za sobą już na zawsze. Do pewnego
momentu wędrówka na szczyt góry udaje się prawie bez przeszkód. Granica
dzieląca od lepszego świata wydaje się coraz bliższa. Urbaniak nie pozostawia
jednak nadziei na powodzenie, chociaż - jak Liwia Gawlin - zawiązując wątek
powieści, złożył czytelnikom zobowiązanie. Cóż, i wydaje się, że to na to
trudniejsze pytanie o odpowiedzialność nie znajdujemy w powieści odpowiedzi .
Czy zatem autor twierdzi, że nie warto podejmować wysiłku samorozwoju,
przedsiębrać nowych ryzykownych projektów zawodowych, mieć nadziei, składać
obietnic, dodawać otuchy, bo zawsze jest ryzyko nieszczęścia? Bezpiecznie jest
przeżyć jak kanarek całe życie w klatce i zgodnie z wolą opiekuna to śpiewać,
to zasypiać pod ozdobną narzutką, nieświadomie pozostając ofiarą jastrzębia?
Dziwne są w „Niestandardowych” dysonanse. Inność wydaje
się powszechna. Brak schematu to standard. Tak zwana normalność raz staje się
atrybutem Liwii (relacje z synem), innym razem Wiktora (miłośnik poezji
Szymborskiej). Urbaniak wręcz żongluje pojęciami, którymi my, czytelnicy
szafujemy w życiu realnym. Przestawia je, miesza, zamienia, przeciwstawia
sobie. Czytelnik jest zdezorientowany, ale i zmuszony do mnóstwa refleksji,
które w miarę toczącej się opowieści pojawiają się we frustrującym i drażniącym
nadmiarze. Autor nie sili się na delikatność, omówienia, przenośnie. Ucieka od
poetyzowania języka. Ten jest taki, jaki dochodzi z ulicy. Złość, zawiść, głupota,
miłość, rozżalenie, pretensje przemawiają głosem, który słyszymy powszechnie w
sklepie, galerii handlowej, autobusie, barze, wśród domowników, bliższych i
dalszych znajomych. To drażni mnóstwo razy. W zasadzie w każdym prostackim
zdaniu wypowiedzianym przez Wiktora czy Sandrę. Ale czy zdajemy sobie sprawę,
że pośród nas jest mnóstwo ludzi, którzy w ten sam sposób odbierają delikatne,
pełne poezji słowa Hallisa? Oni też odczuwają zażenowanie i irytację. A może i wstyd
przykrywany złością, kiedy nie wiedzą, jak zachować się w restauracji, gdy
podawane jest hiszpańskie gazpacho?
Powieść Michała Pawła Urbaniaka wbrew pozorom jest
wielowątkowa. Na poboczu dramatu społecznego odium i historii miłosnej
pojawiają się w trudnej do zniesienia ilości nieszczęścia i tragedie, które
czytelnik zmuszony jest oceniać, rozpatrywać, doszukiwać się przyczyn. Powieść
zmienia się szybko w epopeję o emocjach, uczuciach dnia dzisiejszego, z
wszelkimi atrybutami współczesności, poczynając od przemocy domowej, przez
wrogie i obelżywe komentowanie w internecie, anonimowe listowne pogróżki,
kończąc na poszukiwaniu lekarstwa na wielkomiejską samotność.
___
[1] Michał Paweł Urbaniak, „Niestandardowi”, wyd. Mova, 2021, s. 50.
[2] Tamże, s. 82-83.
[3] Tamże, s. 145.
___
[1] Michał Paweł Urbaniak, „Niestandardowi”, wyd. Mova, 2021, s. 50.
[2] Tamże, s. 82-83.
[3] Tamże, s. 145.
Komentarze
Prześlij komentarz